Nauczyciel licealny Ben Wrightman (Fallon) jest czarujący, inteligentny, zabawny i świetnie sobie radzi z dzieciakami. Gdy Ben poznaje piękną Lindsey (Drew Barrymore), ambitną kobietę interesu, która robi zawrotną karierę zawodową, oboje przekonują się, że są dla siebie stworzeni, mimo iż dzielą ich poważne różnice.Ona jest pracoholiczką, on ma wolne całe lato. On kocha baseball, ona nie potrafi odróżnić piłki od kija. Prawdziwa miłość pokona jednak wszelkie przeszkody… dopóki drużyna, której obsesyjnie kibicuje Ben, nie rozpocznie wiosennych treningów…
Mimo iż Lindsey czuje, że gra na straconej pozycji, nie ma zamiaru poddać się bez walki. Bez wahania stawia wszystko na jedną kartę i obmyśla plan „miłosnej zagrywki”, której nie powstydziliby się najwięksi mistrzowie sportu…
Film spełnia schemat komedii romantycznej: spotykają się, zakochują, następuje rozłam, schodzą się i żyją długo i szczęśliwie (w każdym razie do napisów końcowych, o czym coś więcej mogliby powiedzieć wam rozwodnicy). Ten dodatkowo jest kierowany do Amerykanów gdyż ma wiele odwołań do ich sportu narodowego baseball’u..
Film osiąga swój cel, bowiem udaje mu się czasami zainteresować widza perypetiami pary, jednocześnie ilustruje bardziej uniwersalne problemy w związkach. „Miłosna zagrywka” traci z powodu Jimmy’ego Fallona (amerykańskie „Taxi” ), aktora nijakiego i dziwacznego na amerykańską modłę. Na szczęście w projekcie udział wzięła wyrobiona, słodka Drew Barrymore, którą niefart uczynił nieurodziwą i skazał na role pierwszoplanowe w filmach pośledniej rangi.
Mimo tego moim zdaniem ci bardziej uczuciowi widzowie powinni sięgnąć po ten romantyczny film, gdyż ukazuje on nam ile to ludzie są w stanie poświęcić dla uczucia i jakie osiągnąć kompromisy choć to wcale nie łatwe. Polecam.