Geomanci twierdzą, że cały nasz glob oplata siatka linii, które w niezwykły sposób oddziałują na ciało i psychikę człowieka.Angielski fotograf i kupiec Alfred Watkins w latach 20. ubiegłego stulecia analizował topografię hrabstwa Herefordshire w południowej Anglii. Ze zdumieniem zauważył, że wszystkie tamtejsze kościoły, cmentarzyska i świątynne wzgórza można połączyć na mapie kilkoma liniami prostymi. Nazwał je „leys lines” – od końcówki „ley”, która powtarzała się w tamtejszych nazwach geograficznych.

Podobnego odkrycia dokonał wkrótce potem niemiecki duchowny Wilhelm Teudt. Okazało się, że nie jest to zjawisko lokalne – „święte linie”, jak je określił Teudt, pokrywały praktycznie obszar całego kraju. Łączyły bardzo stare ośrodki kultu, niemiecki duchowny doszedł więc do wniosku, że ludzie znali je od dawna i z jakiegoś powodu uważali za najbardziej odpowiednie, by właśnie tam oddawać cześć bóstwom.

Energia Ziemi i Kosmosu

Zagadkę tajemniczych linii próbuje tłumaczyć dziedzina nauki (czy raczej paranauki) zwana geomancją (dosł. „wróżenie z ziemi”). To wywodząca się ze starożytności (por. chińskie feng shui) sztuka aranżowania przestrzeni z uwzględnieniem oddziaływania przyrody, form, kształtów i symboli na otoczenie. Geomanci posługując się narzędziami radiestezyjnymi poszukują źródeł silnej, naturalnej energii (określanej jako energia Ziemi i Kosmosu). Twierdzą, że energia ta – wyczuwalna przez człowieka – występuje w miejscach, gdzie zostało wybudowanych wiele chrześcijańskich kościołów czy pogańskich świątyń.

To ten sam rodzaj promieniowania, jaki emitują żyły wodne, przy czym w zbadanych ośrodkach kultu jego wartość jest dużo większa (mierzy się ją w tzw. skali Bovisa albo BSM) – w związku z tym ma ono nie negatywny, lecz pozytywny wpływ na ludzki organizm.

Naturalne promieniowanie ma dodawać sił witalnych – pomagać przezwyciężyć zmęczenie, łagodzić fizyczne dolegliwości, sprzyjać odprężeniu, uspokajać organizm. Geomanci przekonują, że tajemnicza energia działa też na podświadomość, jeżeli tylko potrafimy się wyciszyć i otworzyć na nasze wnętrze, zamiast odbierać świat tylko zmysłowo. Pomagać w tym ma skupienie, modlitwa, a najbardziej – medytacja. Wtedy siła miejsca mocy wzmaga wizje, przybliża do świata ducha, rzeczywistości pozamaterialnej.

Przypominanie marzeń sprzyja ich realizacji.
Ludzie sprzed tysięcy lat taki efekt odczuwali zapewne o wiele wyraźniej niż my, gdyż żyli w większej harmonii z naturą i lepiej odczuwali jej subtelne wibracje. Dlatego potrafili intuicyjnie zlokalizować punkty kumulacji promieniowania i uznali je za dobre do kontaktu ze światem bóstw i duchów.

W „miejscach mocy”, jak je dziś zwą geomanci, czyli obszarach charakteryzujących się promieniowaniem min. 18 tys. jednostek w skali Bovisa (im więcej, tym bardziej pozytywne), znajdują się najstarsze i najważniejsze ośrodki kultu na Ziemi. To kamienny krąg Stonehenge, centrum religijne Majów Teotihuacan w Meksyku, Mohendżo Daro – kolebka starożytnych Indii, wyrocznia delficka (Grecja) czy? Bazylika św. Piotra w Rzymie. W punktach mocy budowano kościoły (często na fundamentach pogańskich świątyń) mniej więcej do XVI wieku – potem prastara wiedza najwyraźniej poszła w zapomnienie.

Czy przeciętny współczesny człowiek jest w stanie w pełni odczuć wpływ ośrodka mocy?

Geomanci twierdzą, że tak, jeśli tylko się do tego odpowiednio nastawimy. W miejscu mocy trzeba znaleźć jakiś zakątek do spokojnej kontemplacji, z dala od turystów czy pielgrzymów. Nie spieszyć się, zadbać, by nic nas nie rozpraszało i skoncentrować na wnętrzu – myślach, planach, pragnieniach. Wtedy – jeśli wierzyć geomantom – pozytywna energia przyrody będzie stymulować naturalną energię organizmu. Inaczej mówiąc, pozwoli na dłuższy czas „naładować baterie”…

Krzysztof Pasławski /www.focus.pl