Kod da Vinci

Podobno wszyscy czytali „Kod Leonarda da Vinci”, więc streszczenie pojawia się tu pro forma, ale dopełnijmy obowiązku. W Luwrze zostaje zamordowany kustosz. Zanim skona, zostawia zaszyfrowane wskazówki, mogące naprowadzić na ślad zabójcy.Francuska policja prosi o pomoc w rozwikłaniu zagadki przebywającego w Paryżu amerykańskiego naukowca profesora Roberta Langdona (Tom Hanks). To kulturoznawca, wybitny specjalista w dziedzinie historii symboli. W ten sposób Amerykanin zostaje wciągnięty w niesamowitą intrygę, w którą zaangażowane jest prastare tajemne bractwo, wysoko postawione osoby w Watykanie, katolickie stowarzyszenie Opus Dei, wpływowy biskup, jego prawa ręka – złowrogi mnich Sylas (Paul Bettany), wnuczka zamordowanego kustosza – śliczna agentka policji Sophie Neveu (Audrey Tautou) oraz inne osoby, które na razie kryją się w cieniu.

Stawką w tej niebezpiecznej grze jest największa tajemnica w dziejach cywilizacji łacińskiej – sekret znany jako Święty Graal.

Kod da Vinci nie przyjdzie do historii sztuki filmowej – bo to film w najlepszym razie przeciętny. Ale przejdzie do annałów filmowego marketingu; w tej konkurencji przedsięwzięcie jest mistrzostwem świata. Genialny manewr polega na tym, że najbardziej efektywną część kampanii promocyjnej Kodu… prowadzą jego zagorzali przeciwnicy – i oczywiście robią to całkowicie społecznie i gratisowo.

Producentom filmu udało się sprowokować środowiska katolickie do wytoczenia najcięższych armat. W ten sposób ze zwykłego thrillera zrobił się najgłośniejszy tytuł roku, a kościelna krucjata przeciw Kodowi… skutecznie zapędza na niego bezprecedensowe tłumy. Szczerze gratuluję obu stronom sporu – twórcom filmu winszuję sprytu, zaś jego przeciwnikom celnego strzału we własną nogę. Szkoda tylko, że widzowie, którzy dadzą się wkręcić w całą tę historię, dostaną spektakl zaledwie średniej klasy.

Książkę Dana Browna przewertowałem ekspresowo ale szczerze powiem że szkoda mi było czasu na dokładne przegryzanie się przez ten bestseller. Zresztą w dniach, w których Kod da Vinci był tematem z pierwszych stron gazet, nie trzeba było ślęczeć na tym opasłym tomem, żeby wiedzieć o co chodzi.

Główna idea Browna – czyli przeciwstawienie instytucjonalnego Kościoła kultowi Wielkiej Matki, oraz projekt uczłowieczenia Jezusa Chrystusa jest ciekawy i naprawdę prowokacyjny. Ta intrygująca prowokacja ginie jednak w cieniu innej – groteskowego antykatolicyzmu Dana Browna, karykaturalnych postaci duchownych.

Nie należę do entuzjastów kleru i wbijane mu szpilki potrafię witać ze złośliwą satysfakcją. Szpilki Browna są jednak wyjątkowo grube i źle naostrzone. Przypisywanie katolikom całego zła ostatnich 2000 lat jest dziecinne. Ale, jak się okazuje, skuteczne, bo drażliwi i obrażalscy katolicy połknęli haczyk i dali się sprowokować organizując wspomnianą darmową kampanię reklamową brownowej książce oraz jej ekranizacji.

Najmniej emocjonująca z tego wszystkiego jest właśnie sama ekranizacja. Już w książce teoria spiskowa została poddana intensywnej hamburgeryzacji. W filmie zhamburgeryzowane tajemnice podlegają dodatkowej hollywoodyzacji. Kod da Vinci jest przegadany; o powiewie wielkiej tajemnicy dużo się tu mówi – ale się jej nie czuje. Sporo mowy jest też o potężnych siłach ścierających się wokół największej tajemnicy ludzkości. Tymczasem siły zła reprezentowane są przez osamotnionego mnicha Paula Bettany’ego, który ściga bohaterów w pojedynkę, w dodatku utykając z powodu pokutnej kolczatki na nodze – oraz przez biskupa Alfreda Molinę, który ciągle wydzwania do Bettany’ego na komórkę.

Biorąc pod uwagę, że stawką jest Święty Graal, los Kościoła oraz rewizja podstaw cywilizacji europejskiej, to raczej skromnie. Na szczęście dla klerykalnej mafii z Opus Dei, duet dobrych, czyli Hanks i Tautou, nie jest zbyt rozgarnięty. Widzowie zawsze rozwiązują rzekomo śmiertelnie trudne zagadki szybciej niż bohaterowie; akcja toczy się do przodu, ale, niestety, wyboistą drogą niekonsekwencji zamiast autostradą logiki.

Kod da Vinci jest solidnie zrealizowany, ale sztywny, ilustracyjny wobec książki, pozbawiony ducha przygody. Strzelenie z wielkiej armaty kalibru Świętego Graala zobowiązuje do czegoś znacznie większego niż umiarkowanie wciągający dreszczowiec. Niestety, największe emocje związane z tym filmem mają miejsce poza salą kinową.

Stacg Szabłowki / www.europaeuropa.pl