Współczujmy imigrantom, po obu stronach Atlantyku przeciwnicy imigracji rosną w siłę, stali się sprytni. Przestali wyciągać argumenty historyczne, kulturowe i rasowe.Zamiast tego operując językiem ekonomii twierdzą, iż z powodu imigrantów rodzimym społeczeństwom powodzi się gorzej. Jednak dowody nie potwierdzają tych twierdzeń.
Jeden ze starych jak świat argumentów głosi, że w związku z 7 milionami bezrobotnych w USA i 1,6 milionami w Wielkiej Brytanii, imigranci uniemożliwiają rodzimym mieszkańcom zdobycie pracy. Jednak, jeśli chodzi o rodzimych mieszkańców, niektórzy z nich są w nieodpowiednim miejscu, niektórzy mają nieodpowiednie umiejętności, a inni są po prostu w trakcie zmiany pracy. Badania naukowe sugerują, że w krajach, w których imigranci są mile widziani, dużo mniej osób pozostaje bez pracy.
Imigranci nie powodują również obniżenia poziomu płac miejscowych pracowników. Prawdą jest, że jeśli każdy przyjeżdżający byłby lekarzem, zbyt duża ich liczba obniży płace lekarzy, zaś jeśli każdy przybywający będzie osobą niewykształconą, ludność lokalna nieposiadająca umiejętności zarobi mniej. Wśród naukowców nie ma jednak zgodnej opinii co do charakterystyki imigrantów i ich wpływu na rynek pracy: profesorowie George Borjas z Harwardu i David Card z Uniwersytety Kalifornijskiego w Berkeley, przedstawili sprzeczne dane. Pierwsze sugerują, że imigracja szkodzi Amerykanom, a drugie, że jej wpływ jest niewielki.
Hasło uwielbiane przez lobby antyimigracyjne to „pasożyt”. Mówi się nam, że imigranci przychodzą po świadczenia zdrowotne i zasiłki. A jednak badanie wykonane dla brytyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (Home Office) ujawniło, że imigranci płacą o 2,5 miliarda funtów podatków więcej, niż wypłaca się im w formie zasiłków.
Jednym z powodów, dla których imigranci mają swój wkład netto, są emerytury. Większość imigrantów to osoby czynne zawodowo, które – w starzejących się gospodarkach zachodnich – działają w dużym stopniu na rzecz wsparcia chwiejnych państwowych systemów emerytalnych. Krytycy twierdzą, że imigranci jedynie opóźniają problem do momentu, aż sami potrzebują emerytury. To twierdzenie jest jednak prawdziwe jedynie wtedy, gdy przyrost naturalny w kraju rozwiniętym pozostaje na aktualnie niskim poziomie. Jeśli wzrośnie, jak to się stało we Francji, imigracja będzie musiała zapełnić jedynie chwilową lukę. Nawet jeśli wskaźnik urodzeń pozostanie na niskim poziomie, imigracja pozwala zyskać czas na reformę systemu emerytalnego.
Imigracja wywołuje presję na transport i warunki mieszkaniowe: może spowodować korki i windować ceny mieszkań. Jest to jednak prawda, jeśli w społeczności lokalnej jest więcej dzieci. Do pewnego stopnia wzrost liczby ludności jest cenny, nawet jeśli nie powoduje wzrostu dochodu per capita: Japonia i Włochy są przykładem tego, co się dzieje w przypadku prób utrzymania stabilności wzrostu gospodarczego przy spadającej liczbie ludności.
W ostatecznym rozrachunku, rzeczywista wartość ekonomiczna, jaką wnoszą imigranci, leży w dynamice, innowacji i motorze wzrostu.
Od hinduskich przedsiębiorców w Dolinie Krzemowej po wschodnich Europejczyków ciężko pracujących w Londynie, imigranci wnoszą nowe pomysły i powodują zaostrzenie konkurencji. Jest to trudne do zmierzenia, ale przechyla szalę bilansu ekonomicznego na korzyść imigracji.
Š Financial Times, 31.07.2006