Jesteśmy sceptykami pełnymi nadziei

Ze specjalistą od paradoksów, liderem „Raz, Dwa, Trzy” Adamem Nowakiem rozmawia Agnieszka Kozłowska-Piasta.– Jak Wam się grało w Kielcach (koncert odbył się 23 kwietnia w Hali Widowiskowo-Sportowej – red.)?
– Bardzo dobrze nam się grało. Przyszło dużo wrażliwych i dobrych ludzi, atmosfera była dobra.

– Słyszałam, że poprzednia wizyta w Kielcach nie była tak udana. Inni członkowie zespołu wspominają głównie duży śnieg.
– Nam jest obojętne, czy leżą wielkie śniegi. Pamiętam natomiast jakieś zawirowania z ochroniarzami, którzy nadgorliwie przepędzali tańczących młodych ludzi. A na naszych koncertach jest takie niepisane prawo, że każdy może zachowywać się jak chce: może być niezadowolony, może tańczyć, może się śmiać, może płakać. Obowiązkiem artysty jest tak kanalizować emocje odbiorców, żeby czuli się dobrze w tym czasie i w tym miejscu.

– Dlaczego na dzisiejszym koncercie nie było „Czarnej Inez”? To chyba najbardziej znany Wasz utwór, a na dodatek mój ulubiony…
– Nie, nie nie! Mamy dużo znanych utworów, ale rozumiem pytanie, skoro to Twój ulubiony. To ja układam piosenki w trakcie koncertu. Nie bardzo odpowiadało mi umieszczanie tej historii między innymi ważnymi piosenkami, które zagraliśmy i dlatego nie pojawiła się „Inez”.

– Czy to oznacza, że nie ma dwóch jednakowych koncertów „Raz, Dwa Trzy”? Od czego zależy, które utwory pojawiają się na koncercie?
– Wybieram piosenki w zależności od widzów, miejsca, akustyki. Ważny jest też odbiór, czy publiczność da się rozpędzić, czy jest nastawiona tylko i wyłącznie na słuchanie. W zależności od tego, w trakcie koncertu zmieniam kolejność, zmieniamy aranżacje. Mamy taką umiejętność, więc nie zdarzają się jednakowe koncerty.

– Jaką muzykę gracie? Trudno Was zaszufladkować, spory z tym kłopot. Jesteście inni od wszystkiego, co pojawia się na polskiej scenie muzycznej.
– Na szczęście jest z nami duży kłopot. Mogę powiedzieć, czego nie gramy. Nie gramy piosenki: poetyckiej, rockowej, alternatywnej, folkowej, aktorskiej ani popu. A co gramy, zostawiam do rozszyfrowania Wam, publiczności. W sumie to nie ma znaczenia, jak to nazwiemy. Ważne jest samo zdarzenie. Obowiązkiem tzw. artysty jest nie tyle założenie, że ma być inny, ma raczej posiadać swój indywidualny kolor, barwę. Każdy z nas ma swoją, niepowtarzalną ścieżkę.

– Twoja ścieżka to „Raz Dwa Trzy”. Jesteś autorem tekstów: mądrych, głębokich, ciekawych. Czy nie myślałeś kiedyś, aby swojej twórczości nadać jeszcze inny wymiar, np. napisać powieść, opowiadania, wydać zbiór poezji? Powstała już książka, zbiór rozmów z Tobą.
– Rzeczywiście, powstał taki wywiad. Książka nosi tytuł „Trudno nie wierzyć w nic”. Cezary Sękalski, teolog duchowości przeprowadził ze mną trudną, ale jednocześnie ważną rozmowę. Co do pisania, to myślałem o wielu rzeczach. Przez ostatnie dobrych kilka lat byłem bardzo zajęty, a do pisania książki typu powieść czy zbiór wierszy potrzebny jest czas. Nie będę na siłę niczego robił, żeby udowodnić sobie, czy komukolwiek, że nadaję się do pisania i tworzenia jeszcze innych rzeczy. Mam czworo dzieci, budowałem dom, sprzedawałem i remontowałem inny dom, byłem ponad 200 dni w roku poza tymi domami. Do tej pory było to technicznie niewykonalne. Być może niedługo zasiądę do systematycznej pracy i uda mi się stworzyć coś innego poza piosenkami.

– Na ostatniej płycie „Trudno nie wierzyć w nic” w Twoich tekstach pojawia się Bóg, religia, wiara. Czy to wiara chrześcijańska?
– Żadna z tych piosenek nie jest piosenką religijną. To są piosenki na temat wątpliwości dotyczących religii albo pewnego stosunku do ustalonych stereotypów. Ja nie jestem artystą chrześcijańskim, nie wywodzimy się z nurtu piosenki chrześcijańskiej. Przede wszystkim jesteśmy ludźmi, którzy grają piosenki. Dla mnie nie ma znaczenia, w co kto wierzy, bo najpierw musi wykonywać swoje zajęcie z sercem. Dostaliśmy taką wolność, że możemy sami zdecydować, czy wierzymy w Boga, czy nie. Ale po co się męczyć niewiarą, skoro wszyscy wiemy, że mózg ludzki nie ogrania, nie jest w stanie pojąć niektórych zjawisk?

– W tekstach Waszych piosenek jest dużo nadziei, radości życia z jednoczesnym przeświadczeniem, że ten nasz świat nie jest wcale taki fajny i poukładany. Internetowe fora pełne są podziękowań dla Was, refleksji, że pomagacie żyć. Czy czujecie z tego powodu ciężar odpowiedzialności, czy programujecie się na optymizm, bo co ludzie zrobią, jeśli przestaniecie?
– Nie. My jesteśmy sceptykami pełnymi nadziei. To jest pewien paradoks. Ja jestem specjalistą od paradoksów i bardzo mi się to podoba. Dla mnie nadzieja jest czymś absolutnie irracjonalnym, co nie podlega logice. Nadzieja jest też w jakiś sposób wtórna w stosunku do miłości. Gdybyśmy mieli wielką nadzieję i wierzyli niewiadomo jak w Boga, czy w coś innego, w co mamy, chcemy lub możemy wierzyć, to bez miłości to wszystko i tak byłoby do niczego. Kto nie kocha, ten nie musi, nawet nie powinien wierzyć, nie ma takiego obowiązku. Lepiej być osobą, która ma wątpliwości, niż osobą, która na siłę próbuje spełniać narzucone z zewnątrz formy zachowania. Jeżeli coś jest wykonywane bez serca i bez miłości, bez chęci poznawania ludzi, to nie ma sensu. Dzięki piosence możemy poznać ludzi, możemy przekazać coś, co w niej się kryje. Można wykonać każdy utwór: wolny, szybki, śmieszny, smutny, ale tak naprawdę ważna jest intencja i powód, dla którego się wychodzi na scenę i mówi się do ludzi.

– Ta miłość to do kogo, lub do czego? Są tacy, którzy kochają swój samochód…
– Można kochać samochód, a jak się zepsuje, to się go znienawidzi. A przecież są tacy wspaniali ludzie, którzy zastanawiają się, jaki popełnili błąd, że samochód ma awarię. I to jest bardzo dobra opcja.

– W świecie Waszych piosenek jest pełno aniołów, dobrych duchów. Czy może się zdarzyć, ze ten świat kiedyś będą zasiedlać diabły?
– Jak już powiedziałem, jesteśmy sceptykami pełnymi nadziei. Według ideologii diabły to są upadłe anioły, czyli mają szansę na rachunek sumienia i poprawę (śmiech).

– A jaka będzie nowa płyta?
– Nie wiem, jaka będzie. Przygotowujemy się do nagrania piosenek, które właśnie powstają. Jest tych pomysłów bardzo dużo. Wchodzimy do studia we wrześniu.

– Na swoim koncie macie rewelacyjną płytę „Czy te oczy mogą kłamać” z przetworzonymi przez Was piosenkami Agnieszki Osieckiej. Czy jest jakiś inny twórca, którego chcielibyście przerobić, nagrać po swojemu?
– Zastanawiałem się nad tym pomysłem, aby dać brzmienie tekstom czy piosenkom innego artysty, ale to musi przyjść samo. Sam piszę piosenki i nadal chcę tak funkcjonować, nie jesteśmy specjalistami od cudzych utworów. Z piosenkami Agnieszki Osieckiej to była taka przygoda, jak przypadkowe znalezienie dobrego ubrania w ciekawym sklepie. Nosiliśmy to ubranie przez kilka lat, ale… się zużyło. Podsuwano nam pomysły, aby ugryźć piosenki Kaczmarskiego, Młynarskiego. Gdybym mógł i chciał innymi piosenkami opowiedzieć jakąś ideę, to pewnie bym się za to wziął. Ale ja nie mam takiej potrzeby.Przynajmniej na razie.

– A tak właściwie, dla kogo gra zespół „Raz, Dwa Trzy”?
– Dla ludzi.(śmiech).

– To jasne, a dokładniej, kim są wasi odbiorcy? Młodzież woli słuchać np. hip-hopu, a nie „Raz Dwa Trzy”, mimo, ze hip-hop, podobnie jak Wasza muzyka jest reakcją na zastaną rzeczywistość.
– Dobrze zrobiony hip-hop jest atrakcyjny. W hip-hopie dużo się dzieje w słowie, mniej w muzyce. Szanuję wielu hiphopowców i uważam, ze mają wiele do powiedzenia, ale nie za pomocą piosenek, a bardziej za pomocą swojej postawy w stosunku do tego, co ich otacza. Mamy też kilku zwolenników naszej twórczości ze świata hip-hopu. Bo tak naprawdę, nie ma znaczenia, w jakim stylu się gra. Jeżeli ktoś jest wrażliwy, otwarty na innego człowieka, to można mu zagrać jakąkolwiek piosenkę w jakimkolwiek stylu. Taki człowiek słucha tego, co ktoś ma mu do powiedzenia. Ja nie rozgrywam moich kart między hip-hopem, rockiem, popem, nie „premedytuję” tak naszej twórczości. Po prostu piszę piosenki i jeżeli udaje mi się nimi coś powiedzieć, to nie muszę sięgać po hip-hop. Jest mi miło, że kilka osób przyszło do nas do garderoby po koncercie i powiedziało, że to, co robimy jest dla nich ważne. A przecież my używamy dużo mniej słów niż hip-hop.

– Wspomniałeś o wrażliwości, przesłaniu ukrytym pod piosenką, o tym, że macie coś do powiedzenia. Czy wasza muzyka nie jest przypadkiem dla okularników?
– Nie sądzę. Przecież blokersi są bardzo precyzyjni w myśleniu, bardzo inteligentni. Uwolnijmy się od wkładania ludzi w szufladki. W najważniejszych momentach życia stajemy nie jako blokers, okularnik, inteligent, chłop, czy robotnik. Nie ma znaczenia, z jakiego świata, z jakiej dzielnicy jesteśmy, w co jesteśmy ubrani. W tych chwilach, reagujemy jak ludzie, a reszta mnie nie interesuje.

Dziękuję za rozmowę.