Ostatni cesarz Stanów Zjednoczonych

Jeśli ktoś wam powie, że w Stanach Zjednoczonych nigdy nie było monarchy, będziecie wiedzieć, że to kłamstwo.Pochowano go 10 stycznia 1880 roku na masońskim cmentarzu. Za trumnę i pogrzeb zapłacili możni obywatele San Francisco. Kondukt pogrzebowy miał dwie mile długości, a liczbę zebranych szacowano na 30 tysięcy. Następnego dnia doszło do całkowitego zaćmienia słońca. Nawet przyroda żegnała ukochanego władcę Nortona I, Cesarza Stanów Zjednoczonych i Protektora Meksyku.

Naprawdę nazywał się Joshua Abraham Norton i przyszedł na świat około 1819 r. w Londynie (wg innej wersji w Szkocji). Jego rodzina przeprowadziła się do Zatoki Algoa na Przylądku Dobrej Nadziei, gdzie dorobiła się sporej fortuny. Kiedy miał 30 lat, przybył do San Francisco z 40 tys. dolarów, za które otworzył sklep z ryżem. Dzięki licznej populacji chińskich imigrantów, ryż w San Francisco był bardzo pożądanym towarem. Szybko Norton bardzo się wzbogacił, jego majątek szacowano na ćwierć miliona dolarów. W 1854 r. wpadł na genialny pomysł pomnożenia tej sumy – wykupił cały ryż w mieście, windując jego cenę do astronomicznych sum. Niestety, niespodziewanie dwa japońskie statki wyładowane ryżem pojawiły się na nabrzeżu. Norton został bankrutem. Wycofał się z życia publicznego na trzy lata.

Pojawił się ponownie 12 września 1859 r. (wg innych źródeł 1857), kiedy w redakcji gazety „San Francisco Bulletin” zostawił wiadomość dla redaktora naczelnego. Ogłaszał w niej, że na stanowcze życzenie większości obywateli ogłasza się cesarzem Stanów Zjednoczonych, Nortonem I. Mieszkańcy San Francisco szybko przywykli do faktu, że żyją w cesarstwie oraz do widoku swojego miłościwego władcy, który przechadzał się po swoich włościach. Norton I miał w zwyczaju nosić szary lub niebieski mundur wojskowy (okazywał poparcie obu stronom wojny domowej) ze złotymi epoletami oraz czapkę z bobra z pawimi piórkami. U boku nosił szablę, w ręku sękatą laskę lub druciany parasol. Kiedy jego mundury zaczęły przejawiać oznaki zużycia, Rada Nadzorcza miasta San Francisco z pełnym ceremoniałem ufundowała mu nowe. Władca potrafił się odwdzięczyć – w zamian wysłał list z podziękowaniami oraz nadał tytuły szlacheckie wszystkim członkom Rady.

Co niektórym może wydać się dziwne, posada cesarza Stanów Zjednoczonych i Protektora Meksyku nie wiązała się z korzyściami majątkowymi. Norton I nie mieszkał w pałacu, tylko marnym pensjonacie na Commercial Street, gdzie nalegał na płacenie czynszu codziennie, a nie co tydzień jak pozostali. Brak pieniędzy nie oznaczał jednak, że nie cieszył się pewnymi przywilejami. Stołował się za darmo w kilku najlepszych restauracjach w mieście, w zamian łaskawie zezwolił na umieszczenie w nich tabliczek z napisem: „z mianowania Jego Miłości Cesarza Nortona I”. Wkrótce kupcy przekonali się, że takie certyfikaty wystawione przez cesarza wpływały korzystnie na ich obroty, zaczęli więc zabiegać o jego względy i uznanie. Monarcha oraz jego dwa psy (Bummer i Lazarus) mieli darmowe stojące miejsca na wszystkie sztuki teatralne w San Francisco. Miasto podarowało mu rower. Miał prawo sprawdzać, czy policjanci dobrze wykonują swoje obowiązki. Maszerował na czele corocznej parady policyjnej, a na każdym posterunku czekało zarezerwowane dla niego krzesło. Na Uniwersytecie Kalifornijskim dokonywał przeglądu kadetów. Cesarz drukował nawet własną walutę, która była uznawana w większości miejsc w mieście, a nawet kilku bankach (kilka zachowanych do dziś banknotów na aukcjach osiąga cenę paru tysięcy dolarów). Co prawda w chińskich pralniach odmawiano prania za darmo jego ubrań, ale jego przyjaciele w tajemnicy płacili za tę usługę.

Norton I miewał również wrogów. Pewnego razu policjant Armand Barbier aresztował go pod zarzutem włóczęgostwa. Kiedy zazdrośnikowi wytknięto, że władca żyje w pensjonacie, a w momencie zatrzymania miał w kieszeni 4.75 dolarów (czyli technicznie rzecz biorąc nie może być uznany za włóczęgę), Barbier zmienił zarzuty. Orzekł, że Norton jest niepoczytalny i sprawia zagrożenie dla otoczenia. Skandal ten wywołał publiczne oburzenie, a wiele miejskich gazet potępiło w swoich artykułach postępowanie oficera. Do przesłuchania przed komisją lekarską nigdy nie doszło! Szef policji, Patrick Crowley, nie dopuścił do tego. Nakazał zwolnienie cesarza i osobiście wyraził ubolewanie z powodu całego niefortunnego incydentu. Wszyscy policjanci zaczęli salutować Nortonowi I, kiedy ten mijał ich na ulicy. Obrzydliwa próba obalenia monarchii nie powiodła się.

Jego Miłość Cesarz Norton I często publikował dekrety, które złośliwcy mogliby nazwać ekscentrycznymi. W jednym z edyktów ogłaszał, że każdy używający słowa „Frisco” popełniają wykroczenie i muszą wpłacić do Cesarskiego Skarbca grzywnę w wysokości 25 dolarów. W innym nakazywał rozwiązanie partii demokratycznej i republikańskiej – każdy łamiący to zalecenie musiał liczyć się z karą więzienia od 5 do 10 lat. Niektóre z jego pomysłów wyprzedzały tamte czasy. W marcu 1872 nakazał wybudowanie mostu wiszącego nad Zatoką San Francisco – dokładnie w tym miejscu, w którym obecnie znajduje się słynny most Golden Gate (czyżby ktoś po latach spełnił życzenie Nortona?). Na trzydzieści sześć lat przed pierwszym lotem braci Wright zachęcał wszystkich obywateli miasta, aby wspomogli finansowo wynalazcę Mariotta, który pracował nad machiną latającą. Norton I był również zwolennikiem powołania do życia Ligi Narodów, która rozwiązywałaby konflikty między państwami. Zaproponował międzynarodowe seminarium biblijne, które doprowadziłoby do powstania światowej religii. Niestety jego przeciwnicy dawali znowu dać o sobie, publikując fałszywe dekrety.

Jednym z najsłynniejszych czynów Nortona I było jego zachowanie podczas antychińskich demonstracji, które były plagą biednych dzielnic San Francisco w latach 1860-70. Podczas brutalnych zamieszek cesarz stanął pomiędzy walczącymi stronami, pochylił głowę i zaczął recytować modlitwę „Ojcze nasz”. Zawstydzony motłoch rozszedł się do domów bez żadnych incydentów.

Na temat Nortona krążyło wiele plotek. Miał on jakoby planować ożenek z królową Wiktorią (w rzeczywistości zaledwie korespondował z nią), być synem Napoleona III (który w tym wypadku musiałby spłodzić go w wieku trzech lat) lub posiadać wielki majątek i jedynie udawać biedaka. Nie wiadomo, skąd brały się podobne pogłoski, ale prawdą było, że znał parę sławnych osób, żyjących w tamtych czasach. Mark Twain pracował naprzeciwko jego pensjonatu i spotykał się z Nortonem niemal codziennie. Cesarz podobno był pierwowzorem postaci „Króla” z jego powieści „Huckelberry Finn”, a kiedy w 1865 r. zdechł cesarski pies, Bummer, pisarz stworzył dla niego epitafium. Dodać trzeba, że kiedy dwa lata wcześniej zginął w wypadku drugi cesarski zwierzak, Lazarus, całe miasto pogrążyło się w żałobie.

Wieczorem 8 stycznia 1880 roku, cesarz Norton I zasłabł na roku Dupont Street i California Street. Mimo natychmiastowej pomocy przechodniów zmarł, zanim wezwana dorożka przybyła na miejsce. Następnego dnia „San Francisco Chronicle” na stronie tytułowej opublikowała jego nekrolog, a wielki nagłówek głosił: „Le Roi est Mort” – król nie żyje. W jego mieszkaniu znaleziono suwerena o wartości 2.50 dolara, kolekcję lasek, szablę, korespondencję z królową Wiktorią oraz 1,098,235 bezwartościowych akcji kopalni złota. Jak już zostało wspomniane na początku, cesarza pochowano z wielkimi honorami, a obywatele miasta tłumnie zebrali się, aby pożegnać swojego władcę. W 1934 r. jego grób przeniesiono na cmentarz Woodlawn w Colmie, a cesarz popadł w zapomnienie. W latach 60. jednak znowu stał się popularny i ufundowano nagrobek, na którym napis głosi: „Norton I, Cesarz Stanów Zjednoczonych i Protektor Meksyku”. W roku 1980 w San Francisco hucznie obchodzono setną rocznicę śmierci jedynego cesarza, jakiego miały Stany Zjednoczone.

Postać cesarza pojawia się często w popkulturze. Norton I lub bohaterów opartych na nim można znaleźć m.in. w komiksach („Sandman”, „Lucky Luke”), powieściach (Roberta Silverberga, Selmy Lagerlof, Christophera Moore’a, Diane Day, Roberta Antona Wilsona), filmach („W 80 dni dookoła świata” z 1956 r., serial „Bonanza”), grach rpg („Castle Falkenstein”) czy religii dyskordiańskiej. W San Francisco mały hotel nosi jego imię. W Kaliforni kilka restauracji i potraw swoją nazwę zawdzięcza Nortonowi. Legenda o cesarzu nadal jest żywa i wdzięczni poddani nie pozwolą o nim zapomnieć.

Jeśli więc następnym razem ktoś wam powie, że w Stanach Zjednoczonych nigdy nie było monarchy, będziecie wiedzieć, że to kłamstwo.

Patryk Balawender Magazyn Relaz