Zespół Adama Nowaka zrobił swoje – przyjechał do Kielc, zagrał kilkadziesiąt minut świetnej muzyki i zszedł ze sceny. Jednak to, co zrobili organizatorzy, muszę okrasić nutką niezadowolenia.Czy to, że na koncert zechciał przybyć wojewoda, czy też inny przewodniczący Miasta Rady wiązać się musiało z ustawieniem krzeseł na densflorze? Niesamowita energia płynąca ze sceny zatrzymywała się w oparciach siedzisk pierwszych rzędów, tych, którzy to wipami siebie zowią. Gołym okiem widać było, że znakomita większość publiczności miała ochotę pląsać w rytm muzyki, jednak ze względu na sztucznie stworzone konwenanse musiała się powstrzymać. Jeszcze bardziej skutecznie możliwość zabawy organizatorzy ograniczyli ceną biletów w pierwszym sektorze, co widać było po ilości pustych miejsc.
Mimo wszystko koncert był bardzo udany. Zgromadzeni gromkimi oklaskami przyjmowali kolejne utwory, jak również życiowe opowieści dziwnej treści lidera Raz Dwa Trzy. Nietrudno wyobrazić sobie interakcję muzyków z publicznością, gdyby nie nieszczęsne krzesła. Łatwiej klaskać w tańcu. Łatwiej tańczyć stojąc. Łatwiej śpiewać klaszcząc. Trudno siedzieć słysząc, że Jutro Możemy Być Szczęśliwi. Jakby tego było mało, na koncercie zabrakło królowej seksu i łez – Czarnej Inez, jednak nie przypuszczam, by był to powód, dla którego ludzie zaczęli bawić się dopiero przy przedostatnim utworze, kiedy podnieśli ciała do wyjścia. To smutne. Mimo to bawiłem się przednio. Na stojąco. I tak warto żyć!
(much)