Dobrymi intencjami piekło brukują – premiera w Teatrze Żeromskiego

Mamy czwartą premierę w tym roku – mamy „Kłopot Pana Boga” i mamy straszliwą manipulację.Kto traktuje tekst Krzysztofczyka wystawiony, akurat tutaj i akurat w tym momencie, tylko jako zjawisko artystyczne jest jak to dziecko we mgle stąpające, które za moment spadnie do ciemnej studni i gramolić się z niej będzie. Pewnie, aż do wczesnej dorosłości – która obawiam się nigdy nie nastąpi.

Tekst Krzysztofczyka, wystawiany tu i teraz to zjawisko wykraczające poza ramy teatru – to już niestety fakt o charakterze socjotechnicznym, cynicznie i umiejętnie wkomponowany w atmosferę budowaną w Polsce w okresie ostatnich miesięcy.

Najbiedniejszy w tym wszystkim autor – piszący w swoistym zapewne uniesieniu tekst bliski mu ze względów biograficznych, pełen niestety uproszczeń i dramaturgicznych błędów, pełen pomysłów i zaklęty w bogooojczyźnianyn kręgu. Autor zaangażowany w temat, pełen intencji dobrych i zapewne słusznych. Cóż z tego…?

Nabierzmy nareszcie odwagi i powiedzmy – można napisać średnią sztukę o Armii Krajowej, można napisać knota o papieżu, można być grafomanem opiewając Częstochowę, prymasa Wyszyńskiego i Katyń. W twórczości artystycznej temat nie powinien uwznioślać twórcy, nie może być usprawiedliwieniem dla uprawiania sztuki złej, lecz słusznej – inaczej popadniemy na powrót w akademizm, tym razem narodowy w formie i katolicki w treści. Autor „Kłopotu Pana Boga” pozwolił się (mam nadzieję, iż nieświadomie) zmanipulować.

W ciągu premier tegorocznych pojawia się sztuka wątpliwie interpretowana (przede wszystkim przez realizatorów) o zagrożeniach, które niesie ze sobą tolerancja, krytyka polskiego charakteru i martyrologia, lecz de facto oskarżenie nadmiernej wolności, podkasane piosenki (w antrakcie niejako) i wreszcie dramat lustracyjny, każącym palcem wskazujący na obrońców „komunistycznego bagna”, „pogrobowców PRL-u” i inną zgniliznę. Atmosfera wokół spektaklu daleko przekroczyła te szacowne mury. Ja, który w niesłusznych czasach byłem na wycieczce w Jugosławii (byłej), uczestniczyłem w dwóch 1-Majowych pochodach, ślubu kościelnego nie mam, znam kilku starozakonnych i posiadam rower – poczułem nieprzyjemny swąd inkwizytorskiej smoły.

Miał to być (wedle zapowiedzi) spektakl kontrowersyjny, odkrywczy, oparty na utworze, który podejmuje tematykę dotychczas obcą naszej literaturze. Na poziomie tematycznym nie jest to przedstawienie, a przede wszystkim tekst żadnym novum. Dylemat zabić, nie zabić? – ekranizacja „Popiołu i diamentu” Wajdy, prześladowania stalinowskie? „Przesłuchanie” Bugajskiego, „Matka Królów” Brandysa. Aresztowania AK-owców? „Rozmowy z katem” Moczarskiego, „W zawieszeniu” Krzystka. Człowiek „śmiercią i zabijaniem zarażony?” poetyckie „A jak królem, a jak katem będziesz” Nowaka. Stawiam pytanie – celowy zabieg, czy zwykła ignorancja?

Kto nie jest z nami, ten jest przeciw nam. Kto pisze źle o kieleckim teatrze, ten nie tylko atakuje dyrektora, ten „spotwarza” i „opluwa” Ojczyznę naszą. Myliłby się ten, kto sprowadzałby konflikt dyrektora Piotra Szczerskiego z kilkoma mediami do poziomu sporu o bilety, o kształt sztuki. To konflikt o wolność wyrażania własnych poglądów, narodziny obywatelskiego oporu w mieście dusznym i małym. Po jednej stronie stoi sprawny inżynier ludzkich dusz, przedłużenie ramienia władzy (ostatecznie, gdzie odbywały się po spektaklu debaty polityczne?), po drugiej ludzie, którym nie jest obojętne jaki kształt przybierze w Polsce demokracja.

Każda władza rozprawia się najpierw z artystami i żurnalistami niepokornymi. Jest mi przykro, że dyrektor Szczerski stanął w jednym rzędzie z ludźmi, którzy atakują teatry Wierszalin i Gardzienice, którym nie podoba się awangarda Suki Off, którzy niszczą Głomba w Legnicy i Nowaka w Gdańsku. Nie wszystko da się wyjaśnić ekonomią. Można zdławić artystów nie wystawiając ich sztuk, można zastraszyć dziennikarzy odmawiając im informacji.

Trzeba jednak czasem czytać Miłosza…

Pilon