Nieodebrane połączenie

Drugi (po „Grze wstępnej”) obraz Takashiego Miike na naszych ekranach to kompromis między oczekiwaniami widza i wynaturzoną wyobraźnią Japończyka, znanego z umiłowania perwersji i krwi.Zaczyna się, jak filmidło z osiedlowej wypożyczalni wideo – giną skośnookie studentki, których komórki odzywają się fałszywym tonem, a następnie odtwarzają wiadomości z przyszłości. Kiedy główną bohaterka, Yumi, dostaje pocztę głosową z własnym przedśmiertnym krzykiem, musi w ciągu 16 godzin rozwikłać zagadkę „śmierci przez GSM”.

Gdzieś w połowie „Nieodebrane połączenie” zbacza z wysłużonych torów miejskiej legendy (patrz „Krąg”) i obiera kurs na zakamarki chorego umysłu. W warstwie fabularnej chodzi o to, że za komórkową aktywnością ukrywa się skrzywdzone za życia widmo. Ale ponure retrospekcje dziecięcych traum Yumi i fachowe przypisy z psychologii to tylko zwodnicza strategia reżysera, który co i rusz wpuszcza nas w maliny. Pełne zakrętów śledztwo prowadzi główną bohaterkę do zżeranej przez robaki i patologię rodziny niemej sierotki z torebką pełną landrynek.

Kiedy jednak wydaje się, że odkryliśmy poszukiwanego trupa z telefonem, z szafy wyskakują kolejne zwłoki. Na koniec, jak obuchem po głowie, dostaniemy radosną piosnką o tym, że „każdego czeka inne niebo”. Nie wiadomo, co w tej wizji działa silniej – groza czy dezorientacja. Ale efekt jest mocny i, co tu dużo mówić, po prostu zdrowo wali po głowie.

Dorota Smela