Tylko na dwóch kieleckich stokach Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe sprawdziło stan bezpieczeństwa. Opinia taka nie jest wprawdzie konieczna, aby otworzyć trasę i uruchomić wyciąg, ale niektórzy właściciele nie zadbali nawet o wymagane badania techniczne orczyków.Kilkanaście dni temu na trasie narciarskiej na Pilsku w Beskidzie Żywieckim doszło do śmiertelnego wypadku. Brawurowo jadący mężczyzna wypadł z trasy i uderzył w drzewo. Biegli ocenili, że zawinił on sam, bo stok był odpowiednio zabezpieczony. A jak wygląda sytuacja na naszych stokach?
– Telegraf i Stadion sprawdzali jesienią specjaliści z TOPR. Sami poprosiliśmy o opinię i według ich wskazówek na stokach założyliśmy siatki i maty ochronne – mówi Paweł Kozłowski, współwłaściciel spółki „Telegraf” mającej wyciągi na obydwu stokach. Nie ukrywa, że procedurę wprowadzono po tym jak na Telegrafie zginął narciarz. Od kilku lat firma stara się o zezwolenia na poszerzenie obydwu stoków, jednak co roku okazuje się, że jest to dla kieleckich urzędników problem nie do pokonania.
Żaden z pozostałych stoków nie ma takich opinii. Jak nam wyjaśnił Adam Marasek, zastępca naczelnika Straży Ratunkowej TOPR, nie są one wprawdzie konieczne, aby stok uruchomić, ale…. – Znacznie poprawiają bezpieczeństwo narciarzy. Oceniamy w których miejscach przejazd może być niebezpieczny, gdzie trzeba założyć siatki, a gdzie ostrzegawcze oznakowanie. Po takiej ocenie ludzie mogą na stoku spokojniej jeździć. Oprócz nas mogą dokonać jej GOPR-owcy – wyjaśnia.
W Tumlinie i Krajnie sytuacja jest podobna: stoki są szerokie, z długim dojazdem pozwalającym narciarzom na bezpieczne wytracenie prędkości. Właściciele sami zabezpieczyli miejsca, które uznali za niebezpieczne, ale takich jest tam niewiele.
– Wysłałem prośbę o ocenę stoku do beskidzkiej grupy GOPR. Jednak fachowcy stwierdzili, że stoku który ma 80 metrów szerokości i stosunkowo nieduży kąt nachylenia, nie ma co oglądać. Tym bardziej, że u nas narciarz wypadający z trasy wyjeżdża na pola, a nie w drzewa. Zabezpieczenia założyliśmy sami tak gdzie uznaliśmy to za stosowne – wyjaśnia Zenon Dańda, właściciel wyciągu „Sabat” w Krajnie.
Opinii takich nie mają jednak sporo trudniejsze stoki na Radostowej i w Widełkach. Co gorsze, tamtejsze wyciągi nie mają także ustawowo wymaganej opinii Transportowego Dozoru Technicznego, którego biegli sprawdzają czy bezpieczne są urządzenia wciągające narciarzy do góry. – Nie zostaliśmy tam zaproszeni. Za to stan czterech wyciągów, które oglądaliśmy, oceniamy na bardzo dobry. W Tumlinie jest zupełnie nowy orczyk, na Stadionie i Telegrafie przeszły modernizację kilka lat temu, a w Krajnie w tym roku – wyliczają biegli z kieleckiego oddziału TDT.
Dlaczego wyciągi nie przeszły badań technicznych? Właściciel Radostowej twierdzi, że „papiery powinny być w porządku, ale nie może ich pokazać bo jest poza Kielcami”. Z kolei Widełki czekają na komisję. – Przed uruchomieniem wyciągu wysłałem zaproszenie do lubelskiej centrali TDT. Kiedy ostatnio się w tej sprawie orientowałem usłyszałem, że moje papiery nie dotarły jeszcze do Kielc, ale pozwolono mi stok otworzyć – wyjaśnia właściciel Grzegorz Górecki.