Incognito

Trudno sobie wyobrazić współczesną muzykę soulową i acid jazzową bez zespołu Incognito. Ta londyńska formacja w tym roku obchodzi 25-lecie swojego istnienia.Korzenie Incognito sięgają lat 70. Dwaj Anglicy Jean-Paul Maunick i Paul Williams, zafascynowani czarną muzyką zza Oceanu (głównie soulem, funkiem i fusion), założyli grupę Light of the World. Światem rządziło wtedy disco; sukcesy odnosiły takie gwiazdy jak Boney M czy Kool & The Gang. Londyńczycy dobrze wstrzelili się ze swoim projektem w gusta i potrzeby słuchaczy, szybko stając się jedną z czołowych brytyjskich grup uprawiających tzw. muzykę popularną. Ciekawostką jest fakt, że ich grupa wykonywała m.in. znany przebój Boba Marleya I Shot the Sheriff.

Wspólne drogi obu liderów rozeszły się po trzecim albumie. Wtedy też powstała nazwa Incognito. Zespół debiutował krążkiem o wiele mówiącym tytule Jazz Funk. Całość materiału przygotował Maunick, on też od tej pory stał się niekwestionowanym liderem grupy, odpowiadającym za dobór muzyków sesyjnych i kształt artystyczny całości.

Rozstanie z kolegą chyba źle wpłynęło na zespół, bo na kolejny album słuchacze musieli czekać aż 10 lat. Inside Life jest o wiele dojrzalszy od debiutu, dopieszczony pod względem produkcyjnym i zdecydowanie bardziej przebojowy. Lider grupy znany jest ze swojego perfekcjonizmu, co udowadnia nie tylko na tym, ale i na kolejnych krążkach. Płyty Incognito z lat 90. mogą być wzorem (i niejednokrotnie są) dla wielu producentów muzycznych. Rewelacyjnie nagrane wokale, świetne partie instrumentów dętych oraz wirtuozerstwo sekcji rytmicznej składają się na oryginalne, nowoczesne fusion, praktycznie nie mające odpowiedników na światowej scenie muzycznej.

Solidna firma

Warty podkreślenia jest fakt, że muzyka Incognito, mimo wielu niełatwych harmonii, skomplikowanych aranżacji i chętnie wykorzystywanych przez muzyków elementów jazzowych, jest przystępna i przebojowa. Wytrawne ucho od razu usłyszy inspiracje Maunicka, wśród których na pierwszym miejscu znajdują się dokonania Steviego Wondera. Swoistym hołdem dla tego wielkiego, ociemniałego artysty jest utwór Don’t You Worry 'Bout a Thing z płyty Innervisions (1973), którego interpretacja znalazła się na kolejnym krążku grupy Tribes, Vibes and Scribes wydanym w 1992 roku. Przez wielu krytyków i odbiorców płyta ta uważana jest za najlepsze dzieło Incognito, choć późniejsze dokonania – mimo nieznacznych tylko zmian stylistycznych – nie ustępują jej poziomem.

Trzeba przyznać, że Incognito to naprawdę solidna firma. Od sukcesów w latach 90. każdy kolejny album wyczekiwany był z niecierpliwością, ale bez specjalnych obaw. Choć zmieniali się wokaliści i instrumentaliści, trzon grupy pozostawał ten sam, a jej muzyka, będąca mieszanką wielu „czarnych” stylów, nabierała z czasem smaku wybornego wina. Kolejne trzy płyty, nagrane w ciągu czterech lat (Positivity, 100° and Rising i Beneath the Surface), to kwintesencja brzmienia Incognito. Przebojowy smooth jazz, zagrany ze smakiem i okraszony świetnymi solówkami, zjednał sobie aprobatę i podziw wielu słuchaczy z całego świata. Grupa jest niezwykle popularna w Japonii, z tego też zapewne powodu pierwszy koncertowy album Incognito nagrany został właśnie tam. Występ na żywo jest wielkim sprawdzianem, pokazuje prawdziwą wartość wykonawcy. W Kraju Kwitnącej Wiśni grupa udowodniła, należy bezsprzecznie do światowej czołówki w swojej klasie. Nagrany w Japonii album koncertowy Tokyo Live 1996 potwierdza wysoki poziom zespołu i jego świetną formę. Liczne przeboje z najpopularniejszych płyt (m.in. Deep Waters, Always There, Still A Friend of Mine) spotykają się z żywiołową reakcją publiczności. Muzycy pozwalają sobie na nieco więcej niż w studio, rozciągając utwory nawet do 7-8 minut, ozdabiając je wybornymi improwizacjami. Ponadto, co godne podkreślenia, krążek zrealizowany jest z niezwykłym pietyzmem i dbałością o selektywność brzmienia, co stawia go w czołówce tego typu produkcji swojego czasu.

Nowe milenium

W 1999 roku ukazuje się płyta No Time Like The Future. Stylistycznie nie odbiega od wcześniejszych dokonań zespołu, jednak kompozycje są prostsze, zdecydowanie z przeznaczeniem na taneczny parkiet. Wyjątek stanowi długa, ponad ośmiominutowa kompozycja I Can See The Future (prawdopodobnie utwór tytułowy), której nie powstydziłby się sam George Benson. Napędzany rewelacyjną partią gitary transowy rytm jest punktem wyjścia i tłem do długich, porywających solówek – najpierw saksofonu sopranowego, a następnie instrumentów klawiszowych. To prawdziwa perełka, jeden z najlepszych utworów Incognito w całej ich karierze.

W nowe milenium zespół wszedł albumem Life Stranger Than Fiction, wydanym w 2001 roku. Trudno szukać na nim rewolucyjnych zmian, ale też fani chyba ich nie oczekiwali. Znów mamy do czynienia z przebojowymi, ambitnymi piosenkami. Mistrzowska produkcja powoduje, że płyty tej można słuchać w nieskończoność, zachwycając się partiami smyczków, solówkami klawiszy czy popisami wokalnymi śpiewaków. Krążek sprawdza się równie dobrze w samochodzie, jak i podczas kameralnych rozmów.

Przed następną płytą zespół zrobił sobie trzyletnią przerwę. Album Adventures In Black Sunshine ukazał się w lecie 2004 roku, a promowany był serią koncertów, z których jeden odbył się też w Polsce. Po raz kolejny otrzymaliśmy zestaw melodyjnych piosenek o rozbudowanych aranżacjach, wyprodukowanych z iście szwajcarską precyzją. Widać, że Jean-Paul Maunick i jego podopieczni konsekwentnie trzymają się obranej wcześniej drogi. Gdzieś jednak znajdują ujście skrywane ambicje grania jazzu, czego przykładem jest choćby utwór Mindin’ My Business, który brzmi jakby nagrał go Herbie Hancock. Kto wie, może następne wydawnictwo Incognito będzie instrumentalną podróżą w lata 70.

Dariusz Klimczak / o2.pl