Komórkowy problem w szkołach

Na polskim wysyłają SMS-y, na matematyce słuchają mp3, na religii robią księdzu zdjęcia, a na wuefie dzwonią do znajomych. Pierwsze kieleckie szkoły chcą zabronić przynoszenia komórek do szkoły.
Problem zaczyna się już w podstawówkach. Po Pierwszej Komunii drugoklasiści chodzą do szkoły z telefonami. Im starsi uczniowie, tym telefonów więcej. W liceum uczeń bez komórki to dziś rzadkość. – Czasami nie da się normalnie lekcji prowadzić. Co dziesięć minut melodyjki, jakieś sygnały. SMS-ami uczniowie pomagają sobie podczas klasówek. Upomnienia nauczycieli nic nie dają, bo za chwilę znów słychać telefon – mówi Jerzy Leźnicki, dyrektor kieleckiego Gimnazjum nr 3. W jego szkole miarka się przebrała w ostatnich dniach, kiedy uczniowie zrobili kawał kolegom z innej klasy i zamówili im pizzę do szkoły.

Dyrekcja szkoły chce po feriach wprowadzić zakaz przynoszenia komórek do szkoły. Za tydzień będzie o tym rozmawiać z radą rodziców. – Jednocześnie zapewnimy do dyspozycji uczniów i rodziców telefon w szkolnym sekretariacie. Jeśli na przykład dziecko się źle poczuje, to przyjdzie do sekretariatu, a my skontaktujemy go z rodzicami – tłumaczy dyrektor Leźnicki.

Gimnazjum nr 3 nie jest jedyną szkołą walczącą z komórkami. Na drodze nauczycielom, którzy chcieliby rozwiązać ten problem, stają jednak rodzice. Tak było m.in. w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 15 przy ul. Krzemionkowej, gdzie na zakaz przynoszenia telefonów rodzice się nie zgodzili.

Do kuratorium oświaty dotarły już informacje od placówek, które chcą wyeliminować komórki na lekcjach. Proponuje ono jednak inne rozwiązania. – Trudno zabronić uczniom korzystania z komórek, ale reguły ich używania można sprecyzować w statucie szkoły. Powinny znaleźć się tam jasne zasady oraz kary za nieprzestrzeganie tych zasad – mówi Grażyna Kozioł, dyrektor Wydziału Kształcenia Ogólnego Świętokrzyskiego Kuratorium Oświaty.

Co na to uczniowie? – Zakazy niczego nie rozwiążą, tu trzeba zdrowego rozsądku. Nauczyciele narzekają na nas, ale sami nie dają dobrego przykładu. U nas na lekcjach często się zdarza, że do nauczyciela dzwoni telefon, ten wychodzi z lekcji i rozmawia – opowiada Mateusz, uczeń jednego z kieleckich ogólniaków.

– U nas używanie komórek jest zabronione, ale nauczyciele nie stosują kar – twierdzi Aneta, uczennica renomowanej prywatnej szkoły. Przyznaje, że komórka jest bardzo przydatną pomocą dydaktyczną. – Na sprawdzianie można koledze przesyłać SMS-em rozwiązanie zadań. Zdarza się nawet, że uczniowie dzwonią podczas klasówki do rodziców z prośbą o podpowiedź – mówi.

Gazeta Wyborcza