Kto się boi księdza?

Wizyta duchownego po kolędzie zazwyczaj nie kojarzy się z rozmową o codziennych problemach, ale z obowiązkowym datkiem i obawą przed tajemniczą parafialną kartoteką, w której lądują zapiski o naszych rodzinach.Prowincjonalny synod piotrkowski z 1607 roku nałożył na księży obowiązek, by na kolędzie grzeszników napominali, każdego do pełnienia obowiązków i przyzwoitości nakłaniali, nieszczęśliwych pocieszali. Tradycja kolędy, podobnie jak jej nazwa, dotarła do Polski z Czech, gdzie oznaczała wizytę w domu gospodarzy połączoną ze śpiewaniem noworocznej pieśni. Ten ludowy obrzęd z czasem został zaadoptowany przez Kościół, który wizytę u parafian zaczął łączyć z błogosławieniem ich domów. Dziś poza błogosławieństwem Kościół wskazuje jeszcze inny cel kolędy – to wspólna modlitwa i rozmowa, z braku czasu ograniczona do kilku kluczowych pytań…

Wydaje się, że to właśnie owe pytania, które mogą paść, są najczęstszym powodem, dla którego ludzie obawiają się wizyty księdza po kolędzie. Choć większość Polaków deklaruje katolicyzm, to niekoniecznie chce się z niego rozliczać, tymczasem podczas kolędy rozmowa zwykle koncentruje się wokół spraw związanych z wypełnianiem chrześcijańskich obowiązków i życiem zgodnym z nakazami Kościoła. Dla większości przyjmujących księdza po kolędzie sama rozmowa nie byłaby aż tak deprymująca, gdyby nie fakt, że odpowiedzi mogą znaleźć się w tajemniczej kartotece, do której dostęp mają tylko księża. Chociaż duchowni przekonują, że kartoteka zawiera jedynie takie informacje jak imię i nazwisko, data urodzenia, przyjmowane sakramenty oraz wizyty duszpasterskie, i nie odnotowuje się w niej na przykład uwag dotyczących przeprowadzonej kolędy, to tak naprawdę doświadczenie pokazuje, że sposób prowadzenia kartoteki zależy od parafii, a w wielu spotyka się także i tę „rozbudowaną” wersję.

– Najgorszy moment podczas kolędy – mówi Aneta – to ten, kiedy ksiądz wyciąga gruby notes, w którym ma zapisanych wszystkich członków rodziny i zaczyna odczytywać pytania typu: kiedy ostatni raz ktoś był na mszy w niedzielę a kiedy w dzień powszedni, kiedy u spowiedzi, kiedy u komunii, kiedy z całą rodziną, kiedy osobno, kiedy na roratach, różańcu, drodze krzyżowej, a przy każdym, w zależności od odpowiedzi, stawia plus lub minus. Potem porównuje to z ankietą z zeszłego roku i każe sobie tłumaczyć dlaczego wygląda to właśnie tak, a nie inaczej.

Konieczność prowadzenia kartoteki, w takiej czy innej formie, księża tłumaczą potrzebami administracyjnymi. W wywiadzie udzielonym „Tygodnikowi Powszechnemu” ksiądz Jan Dziaski, proboszcz parafii św. Jadwigi w Krakowie, wyjaśnia to następująco: – Musimy przecież wiedzieć, ilu tu mieszka katolików. W mojej parafii jest 20 tysięcy ludzi; nie znam wszystkich, więc gdy ktoś prosi o zaświadczenie, bo wychodzi za mąż albo chce być ojcem chrzestnym, muszę zajrzeć do kartoteki, czy jest ochrzczony, bierzmowany i tak dalej.

Pytania dotyczące praktyk religijnych, choć nie zawsze wygodne dla parafian, dają się więc uzasadnić. Nie są to jednak tematy, których najbardziej obawiają się przyjmujący księdza po kolędzie. Zmiany obyczajowe, jakie zaszły w ostatnim dziesięcioleciu w naszym kraju – wzrost liczby rozwodów, życie w związkach nieformalnych, wspólne wynajmowanie lokum przez osoby różnej płci lub parę tej samej płci – nie pozostały bez odzewu ze strony księży wizytujących swoich parafian.

– W zeszłym roku postanowiliśmy przyjąć księdza po kolędzie – opowiada Tomek. – Mieszkamy w mieszkaniu studenckim, w jednym pokoju ja z kumplem, w drugim siostra kumpla z koleżanką. Ksiądz podczas kolędy cały czas był podejrzliwy i nie do końca wierzył, że my tylko razem mieszkamy i to w takiej konfiguracji jaką mu podaliśmy. Na koniec powiedział: „To jeśli tak razem mieszkacie, to pewnie zdarzy się, że i szóste przykazanie się złamie?”. Nie wiedzieliśmy co odpowiedzieć, byliśmy oburzeni i postanowiliśmy, że w przyszłym roku księdza nie przyjmiemy.

Takie zachowanie księdza wizytującego wiernych nie wszędzie jest normą, nawet jeśli gospodarze domu nie zawsze żyją tak, jak naucza Kościół.

– Byłam świeżo po rozwodzie i szczerze mówiąc trochę obawiałam się wizyty księdza po kolędzie – wspomina pani Jadwiga. – Znajomi ostrzegali mnie, że usłyszę szereg uwag na temat swojej obecnej sytuacji, a ja niespecjalnie miałam ochotę tłumaczyć się komukolwiek. Na szczęście okazało się, że w żaden sposób nie skomentował mojego oświadczenia, że jestem rozwiedziona, a cała wizyta była naprawdę przyjemna. Na koniec dodał tylko, że jeśli czułabym potrzebę porozmawiania na ten temat, to zaprasza na parafię.

To, czy kolęda upłynie w miłej atmosferze i czy za rok duchowny nie zastanie zamkniętych drzwi, często więc zależy od jego wyczucia, jakie tematy można poruszać podczas tej krótkiej wizyty, a jakie zostawić na inne, bardziej odpowiednie okazje.

Z kolędą nierozerwalnie wiąże się też sprawa datków składanych przez gospodarzy na potrzeby parafii. „Koperty” i ich zawartość to temat, który budzi sporo kontrowersji. Często można się spotkać z opinią, że ksiądz przychodzi głównie po te koperty. Wielkość ofiary, podobnie jak przy udzielanych sakramentach, określana jest terminem „co łaska”, powszechnie wiadomo jednak, że do koperty złotówki się nie wrzuca, a średnia wysokość kopertowych datków wynosi od 20 do 50 złotych.

Nie wszędzie jednak kolęda łączy się z koniecznością wręczenia księdzu koperty. W diecezji opolskiej księżom nie wolno przyjąć datków, a ofiary składa się anonimowo dopiero na specjalnej mszy. Podobnie postępują tarnowscy księża filipini. Być może upowszechnienie takiego właśnie rozwiązania i pokazanie parafianom, że nie o pieniądze w kolędzie chodzi, a datek można złożyć kiedy indziej, całkiem bezinteresownie i dobrowolnie, spowodowałby zmianę sceptycznego nastawienia części społeczeństwa do kolędowych wizyt.

Justyna Szymańska / o2.pl