Milczenie owiec

„Milczenie owiec” to klasyka gatunku jakim jest thriller – to nie tylko akcja dopełniona kilkoma sekwencjami przyprawiającymi o dreszcze. Film Jonathana Demme wychodzi poza klasyczne ramy gatunku, igra z intelektem widza, ze skojarzeniami. Pozwala zaskakiwać, choć i przewidywalność staje się tu atrakcyjna – przewidywalność miejsc, postaci, zdarzeń.Ze współczesnym thrillerem jest tak, że został on poddany gatunkowej hybrydyzacji. Już nie sama tematyka określa co jest dreszczowcem, a raczej określony styl, hybryda, mieszanina stylów. Thriller to kino katastroficzne („Chiński syndrom”), policyjne („Siedem”), może to być i obraz gangsterski („Nietykalni”), jak i obyczajowy („Lokator”, „Wstręt”). Za thriller uznać można i „Imię róży” i niepokojące kino Davida Lyncha. Niepokój – to dobre słowo opisujące dreszczowiec jako gatunek. Wspólny mianownik tych strasznych filmów. Akcja ustępuje miejsca napięciu, pojawia się strach, zagrożenie, stała obecność zła. Samo zło może przyjąć wszelką postać – począwszy od złowrogich postaci do naznaczonych złem symboli i znaczeń. Film Demme jest w moim mniemaniu doskonałym dziełem kryminalnym, czerpiącym wiele, bardzo wiele z thrillera i definicji gatunkowych mu przysługujących. Atrakcyjny sztafaż sensacyjny kryje w sobie wiele niebanalnych treści natury psychologicznej. Rzadko można spotkać we współczesnym kinie tak znakomicie nakreślone postaci, tak przerażająco i fascynująco wyglądające Zło.

Czym lub kim jest Zło? Najprostszą odpowiedzią może być postać Hannibala Lectera. Zimny i wyrachowany, przerażający swoim spokojem, opanowaniem. Esteta, koneser sztuki malujący obrazy, tworzący galerię ze swojej celi. Niewinna twarz, spokojne gesty. I przenikliwy uśmiech, wzrok przebijający się przez skorupę tajemniczości, zaglądający pod maskę prawdziwego ja. Hannibal Cannibal jest psychologiem. Z najmniejszego widocznego gestu, niezauważalnej pozy bądź słowa brzmiącego nienaturalnie potrafi bezbłędnie odczytać pragnienia, strach, ambicje. Jakość perfum, torebka, rodzaj ubrania sugeruje z kim ma do czynienia. Pewność jawi się jako zewnętrzna oznaka niepewności, niedojrzałości skrywanej za pozorami powagi. Strach ma źródło, które wypływa gdzieś z odmętów nieuświadomionej rzeczywistości należącej do dziecka. Wiele Hannibal odczytuje wpatrując się w agentkę Starling. To swoiste Zło torturuje innego człowieka prawdą, atakuje go własnym sumieniem, pamięcią. Lecter zmuszając Clarice do wyznań zachowuje się jak psychoterapeuta znający najintymniejsze tajemnice wspomnień.

Clarice otwiera bramę swojego dzieciństwa. Ona, jak się wydaje, wie z kim ma do czynienia. Jest podobna do tego ludzkiego potwora tkwiącego za pancerną szybą. Tak jak on, jest psychologiem, potrafi czytać ludzi. Jest pilną studentką, za chwilę zostanie agentem FBI. Nie znamy jej prywatnego życia, nic nie wiemy o jej przyjaciołach. Zło traktuje ją okrutnie – podaje gotową receptę, antidotum na bolączki Clarice wyniesione z dzieciństwa. Starling miała kochającego ojca-policjanta, którego zastrzelono podczas pełnienia służby. Została sierotą. W czasie jednej z rozmów z dr Lecterem zwierza się ze snu, który gnębił ją tuż po tej osobistej tragedii. Dziewczynka usłyszała odgłos przypominający płacz dziecka. Wyszła z domu i zobaczyła w stajni idące na rzeź owieczki. Jedną próbowała uratować, lecz na próźno zdały się wszelkie wysiłki…

Hannibal: Budzisz się i słyszysz ryk owiec?
Clarice: Tak.
Hannibal: I myślisz że koszmar minie jeśli uda ci się uratować biedną Catherine, że nie będziesz budzić się w ciemności słysząc ryk zarzynanych owiec?

Prosta diagnoza doktora, która pokazuje prawdę. Clarice tego szukała – odpowiedzi udzielanej na pytanie „dlaczego robię to co robię i jestem tu gdzie jestem?”. Psychologia ma to do siebie, że z kłamstwa, fałszu, obojętności bądź zapomnienia potrafi trafnie wyczytać prawdziwe ja. Opisując świat operujemy symbolami, które przybierają postać wciąż powtarzalnych gestów, słów, spojrzeń, zachowań. Odkodowanie symboli daje zazwyczaj trafny obraz osobowości ludzkiej pełnej lęku, zagubienia lub skrywanych pragnień. Przykład ćmy, która agenci FBI znajdują w ofiarach mordercy Buffalo Billa. Wkładana w gardło młodych kobiet może nic nie znaczyć albo sugerować bardzo wiele. Z pewnością rytuał i symbol. Lecter podpowiada: ćma symbolizuje przemianę. Gąsienica przechodzi w poczwarkę, a potem staje się piękna. Już z tego można wywnioskować kim jest zabójca. Otóż to mężczyzna mający kłopot ze swoją tożsamością. Brak pewności dotyczącej własnej płci, brak samoakceptacji powoduje destrukcyjne dążenie do zmiany nie tylko osobowości, ale i cielesnej powłoki, która jest nieodłącznym elementem określania własnego ego. W tym miejscu można zacząć swoistą grę psychologiczną polegającą na odczytywaniu innych, już domniemanych symboli towarzyszących poszukiwanemu mordercy.

W ogóle genialność „Milczenia owiec” polega na psychologicznej grze. Lecter gra z Clarice, Clarice z Buffalo Billem i… Lecterem. Przenikliwość Hannibala pozwoliła zrozumieć kim jest agentka Starling – zagubiona kobieta, która wciąż wspomina utratę dziecięcej niewinności, wciąż słysząca ryk owiec budzących ją ze snu. Uciec od tego, odnaleźć milczenie… Sama Starling wespół z Lecterem gra z Buffalo Billem. Psychicznie chory zabójca znajdujący odpowiedź na własne problemy w morderczym poszukiwaniu niewinnych ofiar. Szyjąc kostiumy z ich skór ma nadzieję na ich założenie, które będzie wyzwoleniem się z tu i teraz czyli rzeczywistości z którą w żaden sposób się nie godzi. Jako dziecko maltretowany, nie może sprostać wymaganiom własnej naznaczonej piętnem osobowości. Zabijanie ma tu jakiś określony cel, istnieje czytelny schemat. Tym się różni „Milczenie owiec” od innych thrillerów czy filmów sensacyjnych, gdzie Zło jest bez charakteru, samo dla siebie nie podlegające psychologicznej analizie. Historia autorstwa Thomasa Harrisa jest zaprzeczeniem tego filmowego uproszczenia. Pokazuje bestię, wpatruje się w oczy demona Zła i już nie musi pytać się jawnie „kim jesteś?”. Odpowiedź łatwo nie przychodzi, bo przebić się przez gąszcz znaczeń jest szalenie trudne.

Pozostaje jeszcze gra z Hannibalem Lecterem. Jego swoista niewinność kontrastuje z morderczym instynktem. Maniery arystokraty stały się manierami psychopatycznego estety, który piękno i sztukę traktuje jako element wypełniający każdy kawałek życia człowieka. Wyrafinowanie znajduje pożywkę w intelektualnym zmyśle Lecetera. Dlaczego zjada ludzi? To opus magnum estetyki. Piękno można stworzyć, ale niech piękno stworzy człowieka! Niech sztuką będzie samo ciało człowieka, które zostanie poddane artystycznej obróbce. Człowiek staje się dziełem, a dla Hannibala to wydaje się być spełnieniem artystycznego emploi. Estetyzm przenika wszystko i wszędzie, mistrz stworzył dzieło…

Rafał Oświeciński