Z fotografikiem Wojciechem Gepnerem laureatem konkursów „Świętokrzyskie w obiektywie” oraz „Sacrum i profanum w obiektywie” rozmawiała Sonja.– Od kiedy zajmuje się Pan fotografią?
– Ostatnio odkryłem, że całkiem od niedawna..chyba od około 5 lat. Ale mam wrażenie, że od zawsze, bo już w szkole podstawowej pstrykałem mnóstwo zdjęć, np. podczas wycieczek klasowych, wtedy jeszcze wyrabiałem zdjęcia ręcznie w ciemni.

– Skąd się wzięła u Pana pasja fotografowania?
– Właściwie trudno powiedzieć. Nie miałem w życiu takiego momentu, żeby stwierdzić „O to wtedy zrobiłem swoje pierwsze zdjęcie”.. to wszystko rozwijało się bardzo powoli.
Wszystko swój początek miało we wczesnym dzieciństwie – to były inne czasy, miały w sobie element magii, zdjęcia były przeważnie czarno-białe, trudno było dostać sprzęt czy odczynniki.

– Działa Pan tylko 5 lat, a jednak ma Pan sporo nagród na koncie – czy ktoś Pana uczył, był wzorem?
– Dziękuję. Nie miałem nauczyciela, nie kształciłem się w tym kierunku – byłem samoukiem. Zresztą zwłaszcza teraz jest o to łatwo – jest internet, fora dyskusyjne, można zapytac, dopytać. Jest też dużo możliwości prezentowania się w galeriach – można usłyszeć uwagi krytyczne, co jest motywujące do robienia coraz lepszych zdjęć.

– Wygrał Pan konkurs „Sacrum i profanum w obiektywie” – skąd pomysł na takie zdjęcia?
Zdjęcia powstały wcześniej, a taki temat pojawia się w wielu innych moich zdjęciach. Czyli wystąpił szczęśliwy zbieg okoliczności, że się pokrył temat konkursu, z tym co udało mi się zrobić do tej pory.

– Oglądając Pańską galerię internetową mam wrażenie, że dominują akty i w pewnym stopniu dokumentacja budynków czy scenek z życia ulicy… taką tematykę lubi Pan najbardziej??
– Ja nie mam wrażenia, że najwięcej jest aktów, może po prostu były na początku??
Wg mnie i miejsca i ludzie to równie ciekawe tematy. Nie potrafiłbym wybrać pomiędzy, bo to jest „to i to”. Trudno mi jest się jednoznacznie przypisać do czegokolwiek, powiedzieć „fotografuję tylko akty”.

– Czy są jakieś tematy, których nie lubi pan fotografować?
– Nie czuję się zbyt dobrze w fotografowaniu np. krajobrazów, w fotografii przyrodniczej, makro fotografii… Chociaż jest też w pewnym stopniu ciekawa, fajna i może dać dużo satysfakcji.

– Fotografowanie jest dla Pana pracą czy formą hobby?
– Hobby zdecydowanie tak i czasami zajmuję się też nią zawodowo, ale nie jest to główne moje zajęcie.

– Nie da się żyć z fotografii??
– Nigdy nie próbowałem, więc nie wiem (śmiech). Ale są ludzie, którzy są w stanie z tego wyżyć i to na bardzo dobrym poziomie!

– Jak wg Pana wygląda świat fotografii w Polsce – czy łatwo jest się wybić?
– Jest bardzo trudno: istnieje mało wydawnictw – jest tak naprawdę parę tytułów. Jeśli chodzi o reportaż prasowy, to szanse są raczej nikłe. W świecie mody jest podobnie, jest kilku znaczących się fotografów, którzy są przypisani do danych tytułów i nie ma tam raczej miejsca na kogoś nowego.

– A czy polscy fotografowie na świecie mają jakieś szanse?
– Na pewno tak. Działają na rynku światowym i odnoszą sukcesy. Sukces zresztą można różnie rozpatrywać. Jest więcej miejsc, gdzie mogą publikować amatorzy (np. internet), ale jest coraz mniej miejsc gdzie mogą publikować profesjonaliści, bo teraz jest się fotografem przede wszystkim reklamowym, np. od mody – ma się sesje, które ukazują się w znanym tytule, co wiążę się z konkretnymi pieniędzmi i wtedy możemy mówić o sukcesie. Ale nie jest łatwo zwłaszcza, że fotografowanie się upowszechnia, każdy ma cyfrówkę, a przynajmniej telefon – słyszałem już o takich z 5-milionową matrycą, więc jest to półprofesjonalny sprzęt. Dlatego reporterzy teraz narzekają, bo kiedyś fotoreporter docierał na miejsce wydarzenia, robił reportaż i wtedy świat się dowiadywał, co się stało. Teraz już kilka minut po zdarzeniu są setki zdjęć, które są rozsyłane od razu do redakcji. Z fotografią jest chyba jak z każdym zawodem – jak ktoś jest dobry to się wybije.

– Ma Pan jakichś idoli fotografii??
– Jest ich wielu, a najbardziej lubię tych starych mistrzów, szczególnie rosyjskich czy słowiańskich z początku wieku, np. Martina Kolara. Fotografia jest dziedziną, w której wbrew pozorom się niewiele zmieniło. Mimo postępu technicznego idee, pomysły, odkrywczość się nie zmieniły. Oglądając zdjęcia nawet z przełomu wieku można być zaskoczonym świeżością pomysłu!

– Wiele osób uważa, że sztuka nowoczesna jest byle jaka, bo liczy się przede wszystkim ilość, a nie jakość. Widzi Pan to w fotografii?
– Nie powiedziałbym, że jest byle jaka, bo równolegle działają techniki tradycyjne, nawet bardzo klasyczne, ale też nowoczesne.

– Czy uważa pan, że trzeba być kontrowersyjnym, żeby się wybić?
– W każdej dziedzinie sztuki zaczyna to tak wyglądać – bardziej chodzi o zakoczenie, o sam pomysł, np. Papież przygnieciony meteorytem. Wszędzie, gdzie robi się ciasno trzeba zaszokować, żeby zostać zauważonym. Te granice szokowania mamy chyba już za sobą. Są artyści tacy jak Terry Richardson, u którego kobiety wyglądają jak minuta po gwałcie i to w ogóle nie jest estetyczne, a ma już nawet „współwyznawców”.
Nie popieram tego, ale nie ma co z tym walczyć.

– Czy jest jakaś przewaga aparatu tradycyjnego nad aparatem cyfrowym?
– Jest, przede wszystkim w jakości zdjęcia – aparaty cyfrowe nie dorównują jeszcze w pełni niecyfrowym. Powoli się to zmienia ale nadal aparaty cyfrowe wysokiej jakości są bardzo drogie. Jeśli chodzi o czas, dostępność, łatwość obróbki, to niestety cyfrowe są o wiele, wiele szybsze.

– A Pan co wybiera?
Pracuję na obydwu rodzajach, ale coraz częściej z przewagą cyfrowego.

– Nie obawia się pan, że w pewnym momencie ręczne wywoływanie zdjęć odejdzie w zapomnienie i to będzie jednak strata?
– Nie sądzę. Tak miało być, kiedy pojawiła się fotografia kolorowa na miejsce czarno-białej. Wtedy też wszyscy powątpiewali w przetrwanie niebarwnej fotografii. Póżniej pojawiły się kamery i też twierdzono, że aparaty pójdą w zapomnienie, bo wszyscy będą woleli kręcić filmy. A jednak wszystko nie zmieniło się za bardzo, chociaż przynajmniej w Kielcach znikają ze sklepów półki z czarno-białymi filmami.

– Zdarza się panu wyjechać gdzieś dla zrobienia fajnych zdjęć, coś poświęcić dla kilku dobrych ujęć?
– Jeżdżę, ale nie tak bardzo daleko. Czasem zdarza mi się wyjechać w plener, ostatnio był to Piotrków Trybunalski – bardzo interesujące fotograficznie miasto: jest stare, mało turystyczne, nietknięte. Miasta bardziej turystyczne jak Kraków, Gdańsk czy Wrocław są bardziej „wypacykowane”, robią się coraz bardziej nieprawdziwe.

– Co Pan myśli o kieleckim środowisku twórczym?
– Nie wszystko jest klarowne, bo nie ma specyficznych miejsc dla artystów, np. knajpek. Ale na szczęście są galerie i osoby, którym się chce coś robić, np. Grupa CKF. Ale ludzie, którzy robią coś naprawdę dobrze niestety nadal stąd uciekają.