Do Kielc po raz kolejny zawitała legenda polskiego punka – czyli po prostu KSU – tym razem koncertu nie pokrzyżowała pogoda, bo na szczęście odbył się po dachem.To, co można powiedzieć o załodze z Bieszczad, to przede wszystkim, że chyba przed każdą trasą koncertowa zmienia skład, ale nie można odmówić im jednego – cały czas potrafią wywołać dużą euforię i ostry młyn pod sceną. Największy oczywiście przy starych piosenkach, ale parę nowszych kawałków też było wstanie wywołać wysoką temperaturę i ostre pogo (np. politycznie zaangażowane Kto Cię obroni Polsko, czy mocno hedonistyczny w przesłaniu Chodnikowy Latawiec).
Choć osobiście muszę się przyznać, że większości nowych kawałków nie znałem. A po ich wysłuchaniu stwierdzam, że nie są tak żywiołowe i nie niosą tak pozytywnej dawki energii, jak te, które powstały 12-czy więcej lat temu, aczkolwiek cały czas słychać, że to KSU i za to chyba trzeba muzyków pochwalić.
Zaskoczyła mnie (pozytywnie) spora ilość młodych osób na koncercie tzn. takich w przedziale 15-18 lat- biorąc pod uwagę, że panowie z KSU najlepsze kawałki nagrali parę naście lat temu i że nie są promowani w mediach tak jak np. Pidżama Porno. Dzisiejsza młodzież, chyba nie jest tak zła 😛 skoro potrafi docenić naprawdę świetną i energiczną muzykę i mądre teksy (mam tu na myśli te politycznie zaangażowane: Liban, czy Nad trupem Jugosławii, chociaż Jabol punk też zawiera w sobie przesłanie 🙂 )
Koncert w Kielcach należy uznać za udany (pół politechnikowej stołówki, zostało zapełnione, zaś pod sceną było momentami naprawdę ostro, np. przy 1944). Szkoda tylko, że koncert trwał tylko 1,5 godziny. Zespól ma na tyle materiału, że stać go na dłuższy występ, ale niestety to chyba potwierdza teorię, że rock’n’rollowy tryb życia raczej nie służy muzykom (chyba tylko Rolling Stonesi są tu wyjątkiem).
Tym razem na szczęście jednak odbyło się bez wybijania szyb, tak jak po koncercie we WSPAK-u parę lat temu. Szkoda, że zabrakło takich kawałków jak wspomniany już Nad trupem Jugosławii, Pokolenie 80, czy Ucieczka w XX w. Ale, cóż, Siczka nie należy już do najmłodszych rockmanów i trzeba mu wybaczyć, że nie jest w stanie śpiewać dłużej niż 1,5h, mimo wspomagania się w czasie występu procentowym napojem.