Transporter 2

W andrzejkowy wieczór postanowiłem wybrać się do kina – po niedługim namyśle mój wybór padł na film pt.”Transporter 2″. Oglądając pierwszą część spodziewałem się raczej „poprawnej” sensacji.Z takim właśnie nastawieniem wchodziłem na salę kinową czyli: że będę się dobrze bawił. Po seansie jednak byłem zaskoczy. Nie bawiłem się dobrze. Bawiłem się ŚWIETNIE!
A dlaczego ?

Główny bohater – Frank Martin (w tej roli wciąż jeszcze niezbyt znany Jason Statham) to były agent służb specjalnych który pracuje jako tytułowy 'transporter’, czyli ostarcza ładunek pod wskazany adres i nie zadaje żadnych pytań. Ci którzy oglądali część pierwszą wiedzą (a ci którzy nie widzieli bedą mieli okazje się dowiedzieć), że Frank to, krótko mowiąc, facet z klasą. Albo może lepiej … z zasadmi. Dba o swój samochód, konswekwentnie dąży do celu i zawsze dotrzymuje składanych obietnic. Dzięki temu jest mistrzem w swoim fachu.

Tym razem przyjdzie mu się zmierzyć z groźnym (chociaż 'oni’ zawsze są groźni) porywaczem którego celem jest rozprzestrzenić wirusa wśród delegatów konferencji dotyczącej walki z delerami narkotykowymi. Po drodze będzie jeszcze musiał uratować małego chłopca któremu dał swoje męskie słowo, iż nigdy nie pozwoli go skrzywdzić.

Można by powiedzieć, że scenariusz ociera się o banał. I nie ma sie co okłamywać, bo tak właśnie jest. Scenariusz i rozwinięta fabuła nigdy nie były mocnymi stronami filmów akcji (może oprócz kultowej „Gorączki” i paru innych perełek). Nie po to się jednak takie filmy ogląda by zachwycały głebokością fabuły , inteligentnymi dialogami w stylu Woodego Allena czy motywowały do refleksji nad życiem i śmiercią.

Oczekuje się raczej szybkich pościgów, efektownych bijatyk, dobrych a przynajmniej poprawnych efektów specjalnych, dynamicznych strzelanin i jeżeli to możliwe czegoś originalnego w tym wciąż eksploatowanym temacie jakim sa filmy sensacyjne.

Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że wszystkiego w „Transporterze 2” jest pod dostatkiem. Niekiedy jednak umiejętności Franka Martina w prowadzeniu samochodu i sztuce walki zakrawją o lekki absurd. Najlepszym tego przykłądem jest scena w którym Frank wykonuje smochodem piruet! w powietrzu!! by strącić, zawieszonym
wysoko hakiem, bombę przyczepioną do podwozia jego pięknego, czarnego (pradopodobnie z silnikiem W12:)) Audi A8

Uśmiech na ustach widza pewnie pojawi się też w momencie niektórych sekwencji bijatyk. Trzeba przyznać że momentami kunsztem i techniką Frank Martin mógłby sie mierzyć z samym Jetem Lee albo Jackie Chanem.

Może jednak dzieki właśnie takim „smaczkom” film ogląda sie znakomicie. Trzyma w napieciu, przykuwa uwagę i co najważniejsze, pozwala odreagować,zapomnieć o Bożym świecie i rozkoszować oczy umiejętnie dobranymi kadrami.

Szczerze i z ręką na sercu polecam wszystkim fanom dobrego kina akcji.