Zabraknie 4 mln rąk do pracy

Demografowie ostrzegają: w ciągu pół wieku liczba ludzi aktywnych zawodowo zmniejszy się w Polsce o ponad 4 mln. Kto więc zarobi na nasze emerytury? Na pewno nie imigranci – twierdzą autorzy raportu.Jedna osoba w wieku emerytalnym przypada w Polsce na ponad pięć w wieku produkcyjnym, w Europie – średnio na cztery. Nasza sytuacja demograficzna jest więc wciąż niezła. Na kontynencie młodsi od nas są tylko Słowacy i Irlandczycy.

I na tym koniec dobrych wieści. Najnowsze badania demografów z Środkowoeuropejskiego Forum Badań Migracyjnych* w Warszawie pokazują, że Polacy opuszczą wkrótce grono prymusów i staną się jednym z najstarszych społeczeństw Europy. Prognoza obejmuje okres do 2052 roku. Wynika z niej, że za pół wieku na jedną osobę w wieku produkcyjnym (15-64 lata) przypadać będzie poniżej dwóch emerytów (dokładnie 1,7). – To konsekwencja dwóch zjawisk – bardzo niskiej dzietności kobiet i wydłużania się życia – mówi dr hab. Marek Kupiszewski, szef zespołu badawczego.

Polki rodzą coraz mniej już od paru dekad. Jeszcze w latach 60. miały przeciętnie po troje dzieci, lecz już w następnej dekadzie popularny stał się model rodziny 2+2, który utrzymał się do końca PRL. W III RP skłonność do posiadania potomstwa jeszcze bardziej zmalała i w drugiej połowie lat 90. byliśmy już poniżej średniej europejskiej, zaś na początku XXI wieku wskaźnik dzietności (liczba dzieci na kobietę) zaczął osiągać rekordowo niskie wartości, w zeszłym roku – według danych unijnego biura statystycznego Eurostat – tylko 1,23.

Słaba gospodarka = mało dzieci

Kiedy nastąpi koniec tej urodzeniowej bessy? Naukowcy z Forum spodziewają się, że już wkrótce. – Prawdopodobnie dotarliśmy już do dna i powinniśmy się od niego odbić w ciągu kilkunastu lat – ocenia Kupiszewski. Niestety, z badań jego zespołu wynika, że to odbicie będzie raczej mizerne. Do 2052 roku wskaźnik urodzeń w Polsce podniesie się najwyżej do poziomu półtora dziecka na kobietę – zdecydowanie za mało, aby zahamować spadek liczby ludności (tak dzieje się dopiero wtedy, gdy na kobietę przypada statystycznie 2,1 dziecka).

Dlatego w połowie XXI wieku będzie nas tylko 31 mln – prognozują badacze. I to – jak podkreślają – tylko wtedy, gdy Polska będzie stabilna politycznie i gospodarczo. Jeśli natomiast krajem będą nieustannie wstrząsały kryzysy, wtedy na długo ugrząźniemy na demograficznym dnie, a liczba ludności w 2052 r. spadnie nawet do 27 mln.

Ale jest i światło w tunelu. Większego ruchu na oddziałach noworodków – zdaniem badaczy – możemy się doczekać, gdyby Polska zaczęła się bardzo szybko rozwijać. Przy takim scenariuszu zakładana w prognozie liczba ludności w połowie wieku to 36 mln.

– Ekonomia ma spory wpływ na zachowania prokreacyjne. Niezwykle istotne jest niskie bezrobocie i przewidywalna sytuacja na rynku pracy. Ludzie coraz częściej odkładają decyzję o urodzeniu dziecka do momentu, gdy osiągną taki status materialny, który gwarantuje bezpieczeństwo ich rodzinie, na przykład kupią mieszkanie. Osoby zamożne, po zaspokojeniu swoich potrzeb, chętniej inwestują w potomstwo – mówi Kupiszewski.

Ostatnia fala rusza do pracy

Badacze z Forum alarmują: niski wskaźnik urodzeń dziś to niewielka liczba rąk do pracy jutro. Na razie sprawy nie wyglądają źle, bo w życie dorosłe wchodzą osoby urodzone w latach 80. To ostatni wyż demograficzny odnotowany w Polsce, następny taki nieprędko się powtórzy. Ta generacja jest wystarczająco liczna, aby zrównoważyć odpływ z rynku pracy ludzi osiągających wiek emerytalny (inna sprawa, że dla wielu z tych młodych nie ma dziś w Polsce pracy, więc albo szukają jej za granicą, albo wydłużają czas nauki).

Kłopoty zaczną się za 10-15 lat, kiedy ta ostatnia wysoka fala osób w wieku produkcyjnym opadnie, a na emerytury wciąż będą przechodziły kolejne roczniki ludzi urodzonych w drugiej połowie XX wieku. Wtedy na świat przychodziło blisko 800 tys. dzieci rocznie, teraz rodzi się ich o ponad połowę mniej! Ta olbrzymia dysproporcja – przestrzegają autorzy badań – może zachwiać systemem ubezpieczeń społecznych będącym swego rodzaju piramidą finansową, w której najpierw wpłacamy na utrzymywanie starszych, a następnie sami, kiedy już przestajemy pracować, jesteśmy utrzymywani przez młodszych. Tylko że tych młodszych zacznie szybko ubywać. Już w 2022 roku jeden emeryt będzie przypadał na trzy osoby w wieku produkcyjnym.

Mniejszość pracująca

Zasoby siły roboczej w Polsce skurczą się w pół wieku o jedną czwartą – czytamy w raporcie. Obecnie ok. 17 mln Polaków jest czynnych zawodowo. To oni wytwarzają dochód narodowy. W roku 2052 – wedle umiarkowanej prognozy naukowców z Forum (stabilna sytuacja polityczna, wzrost gospodarczy w granicach 2-3 proc. PKB) – takich osób będzie o ok. 4,4 mln mniej. Dziś na każde sto osób aktywnych zawodowo przypadają 82 osoby dorosłe znajdujące się poza rynkiem pracy: studenci, renciści, emeryci. W 2052 roku tych drugich – jak wynika z raportu – będzie 114. Pracujący znajdą się w mniejszości.

Kto więc zarobi na nasze emerytury? Może imigranci? To jeden z pomysłów poważnie rozważanych w krajach Unii Europejskiej. Skoro nasze społeczeństwa się starzeją, przyda się zastrzyk młodej krwi z zewnątrz – padają argumenty. W Polsce takie postulaty brzmią dość fantastycznie, wszak mamy wysokie bezrobocie, a nasz kraj jest tradycyjnie eksporterem siły roboczej. Jeśli jednak gospodarka będzie w miarę prężna, kierunek migracji się odwróci – uważają naukowcy. Tak stało się we Włoszech czy Hiszpanii, skąd jeszcze niedawno wyjeżdżało w świat za pracą mnóstwo ludzi, a dziś oba te kraje przyjmują najwięcej imigrantów w Europie – głównie z krajów Afryki Północnej, Bałkanów i Ameryki Łacińskiej.

Dzięki przybyszom z innych regionów świata ludność Unii Europejskiej powiększyła się w zeszłym roku prawie o 2 mln (dane Eurostatu). Demografowie z Forum przewidują, że za pół wieku na terenie obecnych krajów UE będzie mieszkać ok. 110 mln imigrantów i ich potomków (dziś jest oficjalnie około 30 mln). Stanowić oni będą ponad jedną piątą wszystkich aktywnych zawodowo mieszkańców kontynentów.

– Jest niemal pewne, że także my staniemy się krajem imigracyjnym, czyli takim, do którego więcej ludzi przyjeżdża na stałe, niż go opuszcza. Chyba że nastąpi długotrwały kryzys gospodarczy, wtedy zamkniemy granice przed imigrantami – mówi Kupiszewski. Demografowie spodziewają się, że imigracja netto w Polsce, czyli przewaga przyjeżdżających nad wyjeżdżającymi, osiągnie w najbliższych dekadach poziom 30-50 tys. rocznie, a jeśli nasz produkt narodowy będzie rósł szybko, to zdołamy wchłonąć nawet 80-100 tys. osób rocznie. Przyjadą głównie ze wschodu Europy, wielu już tu pracuje. Za pół wieku mniej więcej co siódmy pracujący w Polsce będzie imigrantem – podaje raport.

Imigrant też nie pomoże

Wszystko to nie wystarczy jednak, aby starzejąca się Polska mogła ze spokojem patrzeć w przyszłość. – To droga donikąd, masowy napływ imigrantów nie odmłodzi kraju – podkreśla Kupiszewski. Symulacje komputerowe przeprowadzone przez jego zespół pokazały, że aby utrzymać obecną strukturę wieku w Polsce, należałoby w ciągu pół wieku przyjąć 110 mln nowych imigrantów. Podobne obliczenia dla Europy dały wynik 830 mln. Skąd te astronomiczne liczby?

– Demografia jest nieubłagana – tłumaczy naukowiec. – Przybysze, którzy w zdecydowanej większości mają 18-30 lat, też zaczną się starzeć, a ich potomstwo zmieni obyczaje i będzie rodzić mniej dzieci. Aby więc utrzymać wysoki udział ludzi młodych w całej populacji, potrzebni będą kolejni imigranci. Powinno ich być nawet więcej niż poprzedników, bo przecież muszą oni zapracować na starzejących się Europejczyków i przyjezdnych z pierwszej fali. Rzecz jasna takiej masy imigrantów żadne społeczeństwo nie wchłonie – konkluduje.

Według demografów z Forum ograniczony napływ imigrantów będzie korzystny dla kraju, zaspokoi bowiem niektóre potrzeby rynku pracy, jednak naszych problemów demograficznych i pośrednio też ekonomicznych z pewnością nie rozwiąże. Te można pokonać tylko w jeden sposób: zachęcając kobiety do rodzenia dzieci. Jak to uczynić? – Jednorazowe premie niczego nie załatwią, trzeba inwestować w sieć powszechnie dostępnych przedszkoli i żłobków, zamiast na przykład dotować upadające przedsiębiorstwa i zacofane branże – proponuje Kupiszewski.

Inne postulaty demografów z Forum to: zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn oraz przesunięcie na później momentu przejścia na emeryturę i szersze wprowadzenie kapitałowych ubezpieczeń społecznych – niech każdy sam oszczędza na swoją emeryturę, skoro nie może liczyć na młodszych. Wiele z tych postulatów jest dziś niepopularnych w społeczeństwie, ale jeśli zaczniemy się szybko starzeć, demografia wymusi na nas te zmiany.

* Środkowoeuropejskie Forum Badań Migracyjnych jest wspólnym przedsięwzięciem badawczym Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN w Warszawie, Fundacji na rzecz Ludności, Migracji i Środowiska (BMU-PME) w Zurychu i Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji.

Gazeta Wyborcza