Wygrać los na loterii

Wygrana w konkursie to kuszący kąsek – wabi łatwymi pieniędzmi, splendorem, chęcią współzawodnictwa, czy też samym dreszczykiem emocji, który towarzyszy oczekiwaniu na werdykt jury albo na wynik losowania lotto.Sposobów na wygraną jest tak wiele, jak wiele jest konkursów, wystarczy sięgnąć po jedną opcję i liczyć, że to właśnie nam dopisze szczęście.

Teraz to mi to lotto

Największa jest szansa na to, że w nasze ręce trafi czyściutki, niewypełniony kupon Lotto – oferują go prawie wszystkie kioski i sklepy. Tych, którzy mieli naprawdę szczęśliwe trafienia można zliczyć na palcach jednej ręki, ale całej reszcie nie przeszkadza to w zagospodarowywaniu hipotetycznych milionów na wille, limuzyny i wakacje na Wyspach Kanaryjskich. Są tacy, dla których wypełnianie małego kuponu stało się czynnością codzienną i tak oczywistą jak mycie zębów. Przy tak częstym zasilaniu puli totolotka trzeba mieć jakiś system. W gazetach sporo jest ogłoszeń ludzi, którzy sprzedają doskonale wyliczoną metodę zapewniającą duże wygrane. Tajemnica opiera się na rachunku prawdopodobieństwa, a intrygujące jest, dlaczego ludzie mający dostęp do obliczeń wartych miliony sprzedają je za kilkanaście złotych… Na matematyce systemy się nie kończą, odpowiednie cyfry można skreślić stosując się do zasad astrolotka, czyli tego jak konkretne ułożenie Słońca, Ziemi i Księżyca wpływa nie tylko na ludzi ale także na kolorowe kuleczki opatrzone upragnionymi cyferkami. Bohaterowie filmu „Milion dolarów napiwku” też mieli swój sposób – zaznaczali zawsze te pola, które odpowiadają dacie ich ślubu, jak się okazało bezskutecznie. Dopiero pomyłka przyniosła im dwa miliony dolarów nagrody.

Wygrana ze szklanego ekranu

Mimo że teleturniej „Wielka Gra” nie przyznaje spektakularnych nagród pieniężnych, emitowany jest dłużej niż sięga moja pamięć. „WG” dawała szansę na wykazanie się imponującą i bardzo szczegółową wiedzą z wybranej dziedziny. Z jednej strony zadanie trudne, bo wiedzieć trzeba dosłownie wszystko na dany temat, z drugiej – przy wytężonej nauce – wykonalne.
Jeśli od atmosfery telewizji publicznej gracz bardziej cenił sobie pieniądze stacji komercyjnej, trafiał do Milionerów. Przyjazny Hubert Urbański nie łagodził złowrogich świateł reflektorów i potęgującej napięcie grobowej muzyki. Mimo wielu emocji i mądrych ludzi, w Polsce z sufitu nie spadło konfetti – nikt nie sięgnął po obiecany milion. Czyżby poprzeczkę ustawiona za wysoko? Po pewnym czasie wprowadzono nawet ułatwiającą zadanie formułę, która przewidywała nie jednego, lecz dwóch graczy – ostatecznie co dwie głowy to nie jedna. Czas milionerów dobiegł końca, a na miejsce sympatycznego Huberta wskoczyła uszczypliwa (z charakteru czy z umowy?) Kazimiera Szczuka. Program zakłada wykluczenie najsłabszego ogniwa, którym pod koniec gry staje się ten, kto najbardziej zagraża miernym intelektualnie zawodnikom. Umożliwiając wskazanie palcem osoby, która powinna odejść z programu, do zwykłego teleturnieju dodano chyba niepotrzebnie element reality show.

Reality show sposobem na sukces

Pierwszym reality show w Polsce był „Big Brother”, którego uczestnicy na fali nagłej sławy stali się dziennikarzami, osobami reklamującymi maszynkę do robienia waty cukrowej, politykami czy aktorami. Jako wygraną przewidywano pieniądze, ale faktycznym zwycięstwem było to, że z nikomu nieznanego ogrodnika bohater „Big Brothera” stawał się bohaterem całego społeczeństwa. Programy tego typu lansują tylko konkretne osobowości, natomiast odrobiną talentu trzeba wykazać się w konkursach wokalnych, jak „Idol” czy „Droga do Gwiazd”. Uczestnictwo w tych programach to gra warta świeczki – szereg castingów, koncertów i etapów wieńczy nadanie tytułu idola oraz możliwość wydania własnej płyty – obiektu marzeń każdego niedoszłego muzyka. Jak pokazuje doświadczenie, zwycięstwo w programie i nagranie albumu nie zawsze skutkują błyskotliwą karierą w showbiznesie. Może wynika to z niedojrzałości zwycięzców, może z pośpiechu przy komponowaniu materiału na krążek. Fakt faktem, że ostatnia edycja Idola przyniosła trzech finalistów, z których żaden nie chciał wygrać… dziwne.

Kasa dla każdego

Ludzka naiwność i zachłanność jest srogo karana. Licząc na chęć zdobycia dodatkowej kasy, obrotni przedsiębiorcy podsuwają nam pod nos przeróżne wabiki. W paczkach chipsów, w opakowaniach po batonikach, w skrzynkach pocztowych czy w telewizji. Wystarczy znaleźć drugą połówkę banknotu 500 euro, wysłać esemesa z poprawną odpowiedzią na banalne pytanie (albo po prostu go wysłać, bez dodatkowych utrudnień) czy wymyślić hasło reklamowe nowej pralki, wpisując przy okazji swoje dane na kuponie. W zamian za rozkoszowanie się myślą o łatwo zarobionej gotówce, obdarzamy przedsiębiorcę pieniędzmi za esemesy i nerwowo kupowane kolejne paczki chipsów. Dostarczamy mu także swoją prywatność – jakże cenne w dzisiejszych czasach dane osobowe. Nietrudno domyślić się, kto z tych konkursów wychodzi zwycięsko.

Wizja niesionego przez szczęśliwy traf bogactwa czy darmowych wakacji w najcieplejszym kraju świata jest na tyle kusząca, że trudno się jej oprzeć. Ale jedno jest pewne – na pewno nie wygra ten, kto choć raz nie zagra.

Janka Pomianowska / o2.pl