Zatkany nos Ameryki

Nowa Miss USA nazywa się Crystal Meth, czyli metamfetamina. Sieje spustoszenie jak żaden narkotyk przed nią – lobbyści przemysłu farmaceutycznego pracowali na to 20 lat.Denatka: Jessica Marie Rose, lat 18. Sprawca: jej narzeczony Jeremy Steenblock, lat 30. W połowie czerwca sąd hrabstwa Saint Louis w stanie Minnesota skazał go na 30 lat więzienia. Miał być superseks, więc oboje wzięli „śnieg”. Narkotyk stymuluje libido, ale może też wzbudzić napady wściekłej agresji. Steenblock udusił Rose.
Kroniki policyjne amerykańskich gazet pękają w szwach od doniesień o brutalnych morderstwach, obłąkańczych rajdach samochodowych połączonych z potrącaniem ludzi i rozbijaniem sklepowych wystaw. Newark, stan New Jersey: za 120 dolców zatłuczono kogoś młotem. Marion, stan Iowa: za niedoważoną porcję narkotyku rozwścieczony klient rozwala dwóch dilerów. I tak dalej.
W stanach Minnesota i Illinois około 80 procent wszystkich notowanych przestępstw w ciągu ubiegłych dwóch lat popełniono na śniegowym haju. W Kalifornii aż 89 procent zgłoszonych w ubiegłym roku aktów przemocy rodzinnej dokonano pod wpływem ulubionego narkotyku Ameryki XXI wieku. Metamfetaminy.
Ale metamfetamina to nie tylko przemoc. W Bostonie zanotowano w ostatnich dwóch latach gwałtowny wzrost nowych przypadków kiły, choroby od dawna uważanej w Stanach za prawie wytępioną. W Nowym Jorku wiosną tego roku wykryto nowy szczep HIV odporny na terapię antyretrowirusową, a w całych Stanach o 30 procent skoczyła liczba nowych zakażeń. Powód? Kryształ, śnieg, cuks, jaba. To wszystko potoczne nazwy metamfetaminy – narkotyku, po którym trudno zapanować nad pożądaniem.
Nie można też po nim opanować zapału do pracy, więc zażywają go robotnicy, by pracować na dwie zmiany. Aż o 68 procent wzrosła między 2003 a 2004 rokiem liczba Amerykanów, u których testy w pracy wykazały obecność tego narkotyku. Automatycznie wzrosła liczba wypadków przy pracy. Metamfetaminę nazywa się czasem „diabelskim kurzem”, „diabelskim łupieżem”. Narkotykiem diabła. Konszachty z nią miało w 2003 roku prawie sześć procent Amerykanów powyżej 26. roku życia. Wśród młodzieży kryształ wypiera królową lat 90., pigułkę ecstasy. Metamfetamina jest od niej wydajniejsza, bo jedno porządne pociągnięcie przez nos trzyma do kilkunastu godzin, bardzo pomaga na odchudzanie, a odczuwanie przyjemności potęguje jak żaden inny narkotyk.
Odczucie przyjemności kończy się, gdy weźmie się pod uwagę rozmiar społecznego kryzysu spowodowanego tym narkotykiem. Szok dla amerykańskiej opinii publicznej jest tym większy, że metamfetamina zagnieździła się na przedmieściach zamieszkanych przez białą klasę średnią. Większość białych Amerykanów dotychczas była przekonana, że narkotyki to nie ich problem. Tymczasem metamfetamina do amerykańskich metropolii zawędrowała z półwiejskiej prowincji, gdzie dotychczas biło zdrowe, protestanckie serce narodu.

Przepis na Śnieg

Do wyprodukowania metamfetaminy nie trzeba żadnych zakazanych substancji. Alergiczka, zatokowiec, wiosenno-jesienni przeziębialscy – wszyscy znamy te cudowne leki z domowej apteczki, po których przetyka się nos. Wiele z nich zawiera pseudoefedrynę. Właśnie dzięki tej substancji rozszalała śluzówka daje przeziębionemu trochę pożyć. Niestety, daje także pożyć całemu podziemiu metamfetaminowemu. Bo pseudoefedryna to podstawowy składnik łupieżu diabła.
Oprócz pseudoefedryny obecnej na przykład w sudafedzie potrzeba jeszcze paru innych, nie całkiem przemysłowych chemikaliów. Między innymi jodyny i czerwonego fosforu (takiego jak w zapałkach). Przepis oczywiście można znaleźć w Internecie, zmontować aparaturę i modlić się, żeby nie walnęło, bo cała operacja jest dość ryzykowna. Można też śmiertelnie zatruć się fosforowodorem – bardzo trującym gazem, który powstaje w toku reakcji. To jednak nie zniechęca miłośników kryształowego kopa.
W ubiegłym roku amerykańska Agencja Zwalczania Narkotyków (DEA) zlikwidowała dziewięć tysięcy fabryczek śniegu, głównie w interiorze Ameryki, ale także w Kalifornii. Ich tropienie to piekielnie niebezpieczna robota. Chałupnicy są zwykle na agresywnym haju i nie mają oporów przed strzelaniem do agentów. A tych czeka nie tylko ostrzał, ale i trujące związki. Na każdą jednostkę gotowej metamfetaminy przypada bowiem cztery razy tyle toksycznych odpadów. Zlikwidowanie toksyn pozostałych po jednym laboratorium kosztuje DEA średnio pięć tysięcy dolarów. A i tak budynek nie nadaje się potem do zamieszkania, nawet glebę trzeba zrywać i wywozić do utylizacji.
Ale chałupnicze wytwórnie metamfetaminy same by padły, gdyby nie postawa wielkich koncernów farmaceutycznych.
Głównym powodem epidemii metamfetaminy w Stanach jest łatwa dostępność pseudoefedryny. W Polsce leki z jej zawartością można kupić tylko w aptece. W USA od 1976 roku ogromna ilość leków sprzedawana jest w placówkach samoobsługowych, w hipermarketach, sieciowych drogeriach i sklepach spożywczych. Sam rynek środków na katar opartych na pseudoefedrynie to trzy miliardy dolarów rocznie. Od 20 lat lobbyści farmaceutyczni zaciekle bronią prawa Amerykanów do samoobsługowego kupowania tych leków. I o to się wszystko rozbija.

Poprawki na telefon

W październiku ubiegłego roku dziennik „The Oregonian” – gazeta leżącego nad Pacyfikiem stanu Oregon, najbardziej dotkniętego kryształową epidemią – opublikował cykl artykułów będących raportem z wielomiesięcznego śledztwa. Dochodzenie dotyczyło polityki państwa i rządowej DEA wobec narastającej od połowy lat 80. plagi metamfetaminy. Publikacja „The Oregonian” wstrząsnęła Ameryką.
Reporterzy śledczy gazety pokazali, jak rok po roku lobbyści paraliżowali działania DEA. Wyszły na jaw negocjacje, w których ludzie powołani do zwalczania narkotyków pod wpływem telefonów z Białego Domu wycofywali projekty prawa regulującego hurtowy handel pseudoefedryną. A wcześniej efedryną. Bo to początkowo ta substancja była używana do produkcji zarówno leków, jak i narkotyku.
Batalia dotyczyła nadzoru nad obrotem obydwoma chemikaliami. Żadne z nich nie było i nie jest produkowane w Stanach, powstają tylko w czterech miejscach na świecie. W Niemczech, Czechach, Indiach i w Chinach. Producenci obu efedryn, świadomi ich zastosowania, byli gotowi do wprowadzenia ścisłej kontroli.
Pierwsza poważna bitwa o opanowanie nowego narkotyku, stoczona jeszcze w 1987 roku, skończyła się dla DEA porażką. Lobbyści przemysłu farmaceutycznego wywalczyli poprawkę, która do ścisłego zarachowania przeznaczała tylko sypkie efedryny, czyli hurtowy półprodukt. Po przetworzeniu na tabletki mógł on trafiać na rynek bez ograniczeń.
Na początku lat 90. Amerykę zalała pierwsza wielka fala metamfetaminy. Gangi zajmujące się skupowaniem przemysłowych ilości tabletek na katar okopały się na Zachodnim Wybrzeżu. Metamfetamina była wtedy jeszcze brzydkim kaczątkiem wśród narkotyków – zwano ją kokainą dla ubogich.
Początkowo plaga szerzyła się tylko w małych miejscowościach z dużymi problemami – bezrobociem i alkoholizmem. Lokalne raporty o wzrastającej przemocy domowej, o zaniedbywanych dzieciach, o rabunkach i rozbojach drogowych w rejonach przedtem uznawanych za sielską prowincję nie robiły wrażenia ani na władzach stanowych, ani federalnych. Dopiero kilkanaście miesięcy temu amerykańskie agendy do walki z narkotykami zrozumiały, że przyczyną jest kryształ. I uznały walkę z metamfetaminą za priorytet.

Sreberka i słoiki

Do niedawna jednostki zajmujące się rozpracowywaniem podziemia metamfetaminowego uznawane były wewnątrz samej DEA za podrzędne. Zajęciem dla prawdziwych mężczyzn była walka z przemytem kokainy. W tej atmosferze kolejne nieudane starcia z lobby farmaceutycznym nie za bardzo kogokolwiek obchodziły. W 1994 roku wprowadzono nakaz rejestracji handlu tabletkami efedryny, ale nie pseudoefedryny. Cała produkcja narkotyku natychmiast została przestawiona na ten drugi składnik, podobnie jak produkcja leków na katar.
Szybko okazało się, że całe kontenery tabletek z pseudoefedryną zamiast do chorych trafiają do nielegalnych laboratoriów. W 1997 roku DEA udało się wprowadzić nakaz rejestracji obrotów tabletkami pseudoefedryny. Ale za cenę kompromisu – rejestracją objęto tylko tabletki pakowane do słoiczków, nie zaś konfekcjonowane w foliowe listki.
Nowe prawo wykazało jedynie bezsilność DEA w walce z biznesem farmaceutycznym i metamfetaminowym. Według danych z 2000 roku niemal połowa tabletek na przeziębienie zarekwirowanych w nielegalnych wytwórniach pochodziła z foliowych opakowań. Połowa niszczycielskiej metamfetaminy produkowanej w Stanach powstawała i nadal powstaje dzięki potężnemu amerykańskiemu przemysłowi farmaceutycznemu. Producent śniegu nadal może po swój podstawowy surowiec pojechać wózkiem do supermarketu.
Dopiero od kilku miesięcy w niektórych stanach obowiązuje lokalne prawo reglamentujące sprzedaż preparatów z pseudoefedryną. By je kupić, trzeba się wylegitymować dowodem tożsamości. W stanach objętych reglamentacją supermarkety Wal-Mart wprowadziły nawet komputerową rejestrację tego, kto i ile kupuje. Można kupić nie więcej niż trzy paczki jednorazowo. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, by podejść do kasy jeszcze raz, za chwilę. Lub pójść do konkurencji.
Prawo to zostało już oprotestowane przez przemysł farmaceutyczny. Ale i tu coś się zmieniło. W kwietniu koncern Pfizer, producent sudafedu, najpopularniejszego leku na katar, ogłosił, że poprze planowaną przez Kongres ogólnokrajową reglamentację pseudoefedryny.
Ma dobry powód, by to zrobić. Ten powód nazywa się fenylefryna. Osusza nos tak jak pseudoefedryna, a nie da się jej przerobić na metamfetaminę. Do końca przyszłego roku Pfizer chce całkowicie wycofać z rynku własne leki z pseudoefedryną. Jego produkty jako pierwsze będą mogły wrócić do działów samoobsługowych, zanim inne koncerny zrobią to samo.

Trik magik

Dopiero kryształowa epidemia i widmo ograniczeń na rynku zmusiło przemysł do poszukiwania zastępników pseudoefedryny. Wcześniejsze badania były świadomie zawieszane, bo wprowadzenie nowych leków jest niezwykle kosztowne i trwa latami. Administracja amerykańska ma metody, by zachęcać przemysł farmaceutyczny do pracy nawet nad lekami na rzadkie i „nierentowne” choroby – to bezpośrednie subwencje i zwolnienia podatkowe. Ale przez cały czas narastania mody na metamfetaminę z Waszyngtonu nie wyszedł żaden sygnał, by laboratoria pracujące dla koncernów poszukały czegoś zamiast pseudoefedryny.
Na szczęście Uniwersytet Kalifornijski w Los Angeles przeprowadził przynajmniej badania nad mózgami osób zażywających metamfetaminę. „To wygląda jak pożar lasu, a nie mózg” – tak na łamach „New York Timesa” podsumował wynik swych badań doktor Paul Thompson. Swoistemu „wypaleniu” uległo u osób badanych do 10 procent objętości mózgu.
Kryształki wypalają też resztę ciała. Bezpośrednią przyczyną zgonów po przedawkowaniu jest najczęściej przegrzanie organizmu. Dziś karetki i izby przyjęć w całych Stanach masowo wyposaża się w chłodzące materace i koce wypełnione lodem. To pierwsza pomoc dla „nagrzanych”. Jak metamfetamina wypala swoich fanów, pokazują galerie twarzy publikowane w amerykańskich mediach. Potworne owrzodzenia, bruzdy, bezzębne dziąsła. To druga strona zaczarowanego amerykańskiego „przed i po”.
Historia metamfetaminowego koszmaru to także opowieść o drugiej stronie amerykańskiej demokracji. Demokracji, która potrafi nakłonić Kolumbię, by ogniem i mieczem zwalczała narkoplantacje, narkokartele i narkopartyzantkę. Potrafi wysłać armię do Afganistanu, by przy okazji likwidowania talibów zlikwidować światowy spichlerz opiatów. Ale nie może przez 20 lat sprawić, by leki, z których produkuje się śmiercionośną używkę, przestały być sprzedawane w amerykańskich supermarketach.

Marcel Andino Velez

U nas spokojnie

– W zasadzie to nie wiem, dlaczego w Polsce metamfetamina nie jest popularna – mówi doktor Waldemar Krawczyk, ekspert od narkotyków w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym Komendy Głównej Policji. Policja natrafia na śnieg tylko na południu Polski, dokąd przywozi się go z Czech i Ukrainy. To jedyne dwa kraje Europy, gdzie metamfetamina produkowana jest na dużą skalę. Trudność w oszacowaniu ilości tego narkotyku w Polsce sprawia sposób prowadzenia statystyk. – Metamfetaminę umieszcza się w jednej grupie ze zwykłą amfetaminą – wyjaśnia Klaudia Palczak z Krajowego Biura do spraw Przeciwdziałania Narkomanii.
W Europie, poza Czechami i Ukrainą, śnieg robi furorę tylko w londyńskich klubach.

Przekrój