Obowiązkowa pozycja w literackim zbiorze każdej romantycznej i marzącej o seksualnym uniesieniu dziewicy – pierwsza powieść belgijskiej autorki, członkini Królewskiej Akademii Języka i Literatury Niderlandzkiej, jaka ukazuje się po polsku.W jej osobistym dorobku są cztery powieści, każda skierowana ponoć do młodzieży. Nie inaczej jest z „Różą i wieprzem”, która zapewne stanie się obowiązkową pozycją w literackim zbiorze każdej romantycznej i marzącej o seksualnym uniesieniu dziewicy.
Wydawca na odwrocie powieści pisze, iż jest to książka o dojrzewaniu, która przypomina dzieła rodzimej Olgi Tokarczuk. Hmm… Jestem mężczyzną (chłopcem, jak kto woli), toteż teoretycznie najmniej odpowiednią osobą do tego typu lekturek, jednakże przyznam się szczerze, że czasem, dla relaksu (relazu…) lubię sobie obejrzeć jakąś odmóżdżającą komedię romantyczną i uronić łezkę przy przewidywalnym zakończeniu, poza tym podobały mi się chociażby „Ptaków ciernistych krzewów” i z tego oto powodu zdaję się być jednym z nielicznych przedstawicieli tego niewdzięcznego gatunku (faceci z reguły mają za nic kwiatki, romanse i rozmowy przy pełni księżyca), który choćby teoretycznie nadawał się do rzeczonej lektury. Teraz zaś, już po, mogę tylko ostrzec innych samców, że reszta nie nadaje się wcale. To nie jest książka dla ograniczonych facetów, ani dla facetów w ogóle. No chyba, że ktoś z Was płakał oglądając „Piękną i bestię”.
Właśnie. Przeżyłem szczere rozczarowanie, gdy odkryłem, że „Róża i wieprz” to nic innego jak ww. bajeczka z jedynym dodatkiem seksualnego podtekstu. Powieść jest strasznie naiwna w swej prostocie. W zasadzie sprowadza się do jednego, prostego uogólnienia – ładne dziewczynki mają źle, bo każdy chce je wyruchać. Wybaczcie mój prostacki język, nieprzystający do grzeczności tegoż portalu (…), jednakże nie mogłem się powstrzymać, mając w pamięci rozdział ze zmieniającym się kochankiem, którego nie rozszyfrowałby chyba tylko skończony imbecyl, albo, za kolejnym przeproszeniem, dziewczynka ze wszechmiar łaknąca dwóch penisów na raz. Dla mnie osobiście ta powieść nie jest żadną metaforą, lecz ugrzecznionym opisem fantazji erotycznych autorki, która, sądząc po zdjęciu na odwrocie książki, zawsze chciała być piękna i powabna, jednakże Bozia nie była dla niej aż tak łaskawa.
Cóż dodać… Polubiłem świnię Zorana (to nie rzeczony wieprz, niestety nie), spodobały mi się pojedyncze fragmenty, dowcip kilku zdań powieści, elfy i anioły. Zgorszył mnie nieco tatuś bohaterki, tj. Rozaliny (Word uporczywie zmienia mi jej imię na „Rozwalinę”), wyraźnie zafascynowany powabnością swej córuni. Reszta to uboga mieszanka wspomnianej już „Pięknej i Bestii” oraz poszukiwań a la „Mały książę”, z tą nieznaczną różnicą, że ten ostatni podszyty był jakimś sensownym podtekstem, „Różę i wieprz” zaś porównałbym raczej do reklamy operatora komórkowego, której jedynym atutem są duże piersi na przedzie. W tej oto danej chwili nie potrafię przywołać żadnego pozytywnego doznania po jej lekturze, tak więc, z szacunku dla wspomnianych na początku dziewic, dam jej 1 gwiazdkę, bo w końcu miała te 132 strony.
Przemek Głośny / o2.pl