Be Cool

Gdybym był wytrawnym krytykiem, być może do filmu „Be Cool” odniósłbym się z perspektywy historii kina, nurtów w nim występujących niegdyś i współcześnie (o ile dają się zauważyć i precyzyjnie nazwać).Z punktu widzenia socjologicznego (np. zapotrzebowania społecznego na tego rodzaju „sztukę”), funkcji śmiechu w kontekście historycznym (czyli tego, co śmieszyło naszych przodków, a co śmieszy nas), wreszcie odniósłbym się absolutnie personalnie do siebie samego z pytaniem – czy wszystko w porządku jest ze mną, skoro film zapowiadany jako komedia wcale mnie nie rozśmieszył, ale – wybacz mi drogi czytelniku to nieco przydługie zdanie – NIE WARTO.

Film nieśmieszny, w żaden sposób nie kształcący, nie przekazujący żadnych istotnych treści, wiedzy o życiu, świecie, czy ludziach, przez kilka prawdziwych gwiazd (m. in. Johna Travoltę, Umę Thurman i Dany’ego DeVito) zagrany naprawdę przeciętnie, a opowiadający idiotyczną historię o tym, jak to pewien gość chce wypromować pewną dziewczynę na gwiazdę piosenki, ale zawzięcie przeszkadza mu w tym mafia branży rozrywkowej.

Co gorsza w tę historię wplątuje się amerykańska mafia rosyjska, której członkowie dają się traktować jak niedorozwinięte krasnoludki. W tej kwestii reżyser mocno naraził swoją reputację zakładając, że inteligencja widza jest tak niska, iż będzie go to bawić.

Jeśli jeszcze gdzieś grają ten film – nie idźcie na niego. Serdecznie odradzam. To Wielkie G.

Lech Szczeciński