Teorban – boskie bandżo

Kiedy Justyna Sieniawska wyjęła z futerału teorban i zaczęła o nim mówić, czym jest, jak rzadkim jest instrumentem – myślałem, że znalazłem się nie na premierze w profesjonalnym teatrze, ale na akademii szkolnej – tak sztucznie było to deklamowane, że aż skręcało w trzewiach. I właściwe nie wiadomo, czy takiej gry życzył sobie od aktorki reżyser Michał Glock, czy była to tylko „premierowa” trema. Bo później wszystko już poszło jak z płatka.Sztuka, która w kieleckim teatrze zaaranżowana została tak naprawdę na monodram, okazała się wielkim sukcesem. J. Sieniawska rozkręcała się i rozgrzewała coraz bardziej, a każdą minutą okazując – mimo młodego wieku – jak dobrą jest aktorką. Przesłuchanie czekające bohaterkę (Jean) przed słynnym wirtuozem teorbanu, jej napięcie wewnętrzne związane z oczekiwanym zdarzeniem, niemożność wyjścia z domu z powodu braku kluczy do drzwi wejściowych, poszukiwanie drogi wyjścia, telefoniczne ataki matki deprecjonujące wartość jej związku i sens gry na tak rzadkim instrumencie, wreszcie nawiązanie kontaktu z bratem i mężem tuż przed atakiem na WTC, ich śmierć w przeraźliwym krzyku i dźwiękach ogłuszającej, monumentalnej muzyki – to robi wrażenie. Suspence godny Alfreda Hitchcocka.

Połączenie tradycyjnej gry aktorskiej z udziałem innych aktorów (rozmówców telefonicznych bohaterki) poprzez nagrania video – nowatorskie i nowoczesne. Jedynie niepotrzebne – odliczanie z offu czasu pozostałego do momentu tragedii 11 września. Gdyby reżyser z tego głosu zrezygnował, sztuka miałaby bardziej uniwersalny charakter, a zarazem bardziej zagadkowy wymiar. Ale tak poza tym – bardzo dobrze.

Lech Szczeciński

Christian Siméon Teorban, Teatr im. S. Żeromskiego w Kielcach; reż. Michał Glock, w roli głównej (nie tytułowej) Justyna Sieniawska