Upokarzanie na ekranie

Gospodarze telewizyjnych programów coraz częściej poniżają swoich gości – jesteście kretynami! Mam was dość! Zejdźcie mi z oczu! – Dick, gospodarz „Asystenta” (MTV), wrzeszczy na przerażonych nastolatków, którzy dla zrobienia kariery w Hollywood są gotowi potulnie znieść każde poniżenie.Na polsatowskim kanale młodej dziewczynie każą zjeść żywe mrówki, zgniłe jajko i sfermentowaną ośmiornicę. Nie protestuje, bo chce się okryć sławą zwyciężczyni odcinka. Podobnie bez słowa sprzeciwu uczestnicy „Nieustraszonych” jedzą świeżo wydłubane baranie oczy. Na wyjątkowo złośliwych i bezlitosnych komentarzach jury opiera się w dużej mierze sukces „Idola”. Im uczestnik bardziej fałszuje, im bardziej zostaje sponiewierany przez oceniających, tym większą ma szansę na to, że zostanie pokazany na szklanym ekranie.

Manii na bezsensowną zabawę cudzym kosztem nie ustrzegła się też TVP. Do programu „Lekka jazda Mazurka i Zalewskiego” (prowadzonego przez podobno publicystów politycznych) gości zaprasza się nie po to, by czegoś o nich i od nich się dowiedzieć, ale po to, by ich sponiewierać. Dlatego zaproszonych porównuje się do krowy czy żąda… zdjęcia majtek. Poziom żartów adekwatny do wyglądu i zachowania prowadzących.

Po okresie podglądactwa telewizja stara się nas rozerwać poniżając, wyśmiewając i depcząc poczucie godności uczestników programów. Okazuje się, że programy, w których obraża się innych, biją rekordy oglądalności. Karierę medialną robią prowadzący (np. Kuba Wojewódzki), którzy bez zahamowań mieszają kogoś z błotem, używając słów, jakich widz nie miałby odwagi użyć.

Premierowy odcinek „Nieustraszonych”, których zamysł polega na zmuszaniu ludzi do robienia najobrzydliwszych rzeczy, obejrzało w Polsce 2,6 mln widzów. Licencję na ten amerykański bubel kultury popularnej kupiło 100 krajów. Co takiego w nas tkwi, że lubimy patrzeć, gdy pomiata się innymi? – To znak czasu. Ludzie dla kariery, osiągnięcia celu, który nie jest wart zachodu, są gotowi poświęcić swoją godność.

Jeśli uważnie rozejrzymy się po własnym otoczeniu, środowisku zawodowym, dostrzeżemy podobne zachowania lizusowskie. Słynna jest scena z kultowego filmu „Miś”, gdy trener Jarząbek wychwala zwierzchnika. W życiu jest to oczywiście bardziej ukryte niż na ekranie. Ale zasada, że aby coś osiągnąć, można czasem dać po sobie pojeździć, sprawdza się również w realnym życiu. Te programy trochę przypominają rzymskie igrzyska. Zabawa polegała na niepewności: zabije, nie zabije? – uważa prof. Jacek Leoński.

Życie zaczyna się w blasku jupiterów

Wydawałoby się, że osoby skłonne do wzięcia udziału w takiej zabawie znaleźć można tylko w łapance. A jednak w tysiącach można liczyć tych, którzy za cenę kilkudniowej sławy czy minimalnej nagrody pozwolą zrobić z siebie idiotę. Do programu „Nieustraszeni” w Polsce zgłosiło się 10 tys. osób.

Zdaniem socjologów, zgłaszają się głównie ludzie przeciętni. Dla nich to okazja do pokazania się, zostania bohaterem przekazu telewizyjnego. Mniej ważne jest, czy będą przedstawieni pozytywnie. Zresztą wielu nawet nie zdaje sobie sprawy, że są manipulowani i poniżani. Często podpuszcza się ich lub aranżuje takie sytuacje, z których nie mogą wybrnąć. Niektórzy zgłaszają się, bo poszukują sposobów na podniesienie adrenaliny, chcą, by coś się działo.

Onet.pl