Na sobotnim koncercie grupy Kult Kazik i jego koledzy pokazali, na co ich stać. Prawie trzygodzinny przegąd ich twórczości zadowolił chyba każdego z ponad siedmiuset fanów. Gdy pierwsze takty „Baranka” zatrzęsły szybami hali przy ul. Żytniej, ludzie wręcz rzucili się do środka. Po tym tradycyjnym już początku Kazik śpiewał kawałki z niemal każdej płyty, serwując to wolne ballady, to znowu ostre i szybkie piosenki. Oczarowany tłum falował, a stłoczeni przed sceną fani ryczeli wraz z artystą przy szlagierach typu „Celina” czy „Arahia”.Bardzo gorąco przyjęto też nowe piosenki Kultu. Kulminacja zabawy nastąpiła gdzieś między „Czarnymi słońcami” a „Brooklyńską radą Żydów”,
kiedy idol wzbogacił swoją skromną choreografię o odmachiwanie fanom lub podawanie ręki co odważniejszym. Żeby dostać się na scenę, trzeba było dużo determinacji, gdyż ochrona Kazika jest bardzo profesjonalna.

Pod koniec artysta podkręcił tłum swoim zdecydowanym „Dobranoc, Kielce!”, ale długie skandowanie oraz głośne gwizdy zmusiły go do powrotu na scenę. Na bis Kult zagrał takie hity, jak „Polska” i „Krew Boga”, jednak widać już było zmęczenie wokalisty, gdyż bawił publiczność, przysiadłszy na krześle.

Koncerty Kultu to nie tylko uczta dla ucha. Bardzo dopracowana jest też strona techniczna widowiska. Lasery, stroboskopy i inne bajery stworzyły dla każdego utworu jego własną atmosferę. Można z czystym sumieniem stwierdzić, że Kazik po raz kolejny dał z siebie wszystko i nikogo nie zawiódł. Wielka szkoda, że ten gigant polskiej sceny rockowej gości u nas ostatnio bardzo rzadko.

Jędrzej Kisiel „Słowo Ludu”