Geniuszem być…

Plotka głosi, że obecnie człowiek jest najmądrzejszą istotą na naszej planecie. W każdym społeczeństwie zdarzają się jednak jednostki słabe, przeciętne (większość), oraz wybitne. Jak je odróżnić? Na początku XX wieku wymyślono test IQ, który miał (teoretycznie) określać poziom zdolności i umiejętności ludzkiego mózgu.Pojawia się jednak kolejne pytanie – czym jest inteligencja?

Wg Jana Strelaua inteligencja to konstrukt teoretyczny odnoszący się do względnie stałych warunków wewnętrznych człowieka, determinujących efektywność działań, wymagających procesów poznawczych. Warunki te kształtują się w wyniku interakcji genotypu, środowiska i własnej aktywności człowieka. Ponieważ, jak widać, ciężko jest zdefiniować inteligencję, trudno też określić, co mierzą testy IQ. Przy pomocy dzisiejszych sprawdzianów na iloraz inteligencji określa się sprawność językową, umijętność myślenia abstrakcyjnego, ścisłego, przestrzennego i analitycznego. Przeciętny człowiek osiąga wartość IQ równą 100 punktów (z odchyleniem +/- 15 jednostek). Poniżej tych wartości posiada inteligencję niską, powyżej zaś – wybitną. Za geniusza wszechczasów uważa się wynalazcę i artystę Leonarda Da Vinci – IQ ok. 220 oraz Johanna Wolfgang Goethego – ok. 210. Wysoki iloraz inteligencji mieli również Einstein (160), Newton (170) oraz Hitler (140).

EQ, czyli trochę emocji

IQ to nie wszystko. Ostatnio coraz głośniej mówi się o tzw. inteligencji emocjonalnej, zwanej w skrócie EQ. Pojęcie to powstało w 1990 roku za sprawą dwóch naukowców: Petera Saloveya z Yale oraz Johna Mayera z Uniwersytetu Stanu New Hampshire. Głównymi składnikami Emotional Quotient są: świadomość własnych uczuć, kierowanie emocjami, samomotywacja, empatia i łatwość nawiązywania kontaktów z innymi. Im większe EQ (które teoretycznie również da się zmierzyć różnymi testami, co więcej – da się je zwiększyć samodzielnie, pracując nad sobą), tym łatwiej nam znaleźć się w społeczeństwie – cóż bowiem z tego, że mamy wysokie IQ skoro nie wystawiamy nosa z domu, a naszym jedynym przyjacielem jest pluszowy miś?

Mensa, czyli stół

W 1946 roku powstało stowarzyszenie zrzeszające ludzi o najwyższym współczynniku IQ na świecie (2% populacji, obecnie około 100 tysięcy osób w 100 krajach). Aby zostać członkiem Mensy trzeba mieć IQ o wartiści co najmniej 148 (w USA 130 – używają innej skali), co określają przeprowadzane przez tą organizacje testy ( również na terenie Polski – więcej informacji na www.mensa.org.pl). Obecnie najmłodszą członkinią Mensy jest czteroletnia Priya Purewal z USA. Dziewczynka potrafi mówić od pierwszego roku życia, posługuje się angielskim, trochę hindi, pendżabskim oraz hiszpańskim. W wywiadzie dla lokalnej rozgłośni radiowej stwierdziła, że chce zostać neurochirurgiem. Badania wykazały, że jej IQ znajduje się w przedziale między 140 a 170.

Również w Polsce coraz częściej słyszy się o genialnych, utalentowanych dzieciach. Potrafią mówić i pisać zdania od tyłu „w locie”, czytać z prędkością kilku tysięcy słów na minutę (co pozwala na przeczytanie i zrozumienie „Pana Tadeusza” w ciągu jednej przerwy między lekcjami), czy rozwiązywać zadania z fizyki kwantowej. I to wszystko przed ukończeniem 18. roku życia. Podczas gdy zwykłe czternastolatki z trudem zgłębiają tajniki fizyki czy matematyki, ich genialni koledzy kończą studia.

Pojawia się jednak pewien kłopot – nasz system oświaty nie wspiera genialnych dzieci. Sztywne przepisy ograniczają rozwój uzdolnionych jednostek – bycie zdolnym i wychodzącym ponad normę nie jest powodem do dumy. Nasz MEN stawia na pomoc dzieciom pozostającym w tyle, a nie tym które, przewyższają rówieśników poziomem. W Stanach Zjednoczonych osoby wybitnie uzdolnione mogą liczyć na stypendia przyzwane przez różne organizacje. W Polsce często żyją na granicy ubóstwa, nie mają warunków na dalszy rozwój i są traktowane jak „kujony w okularkach”. Często mają kłopot ze znalezieniem pracy, bo… dyrektorzy boją się pracowników mądrzejszych od nich samych.

Co nam więc po wielkiej inteligencji, skoro nic z niej nie mamy?

Paweł Ufnalewski @ o2.pl