– Musi pan poczekać ze dwadzieścia lat – niewykluczone, że taką odpowiedź uzyska w kieleckim ratuszu inwestor, który będzie chciał wybudować zakład przetwórstwa owoców, osiedle domków jednorodzinnych czy nawet zwykły dom. Chyba że władze Kielc zadbają o przygotowanie planów zagospodarowania przestrzennegoLosem inwestorów i przyszłością miasta przejęli się kieleccy radni. Chcą, by w magistracie powstała pracownia urbanistyczna, która zajmie się opracowywaniem planów zagospodarowania przestrzennego.
– Bez tego Kielce nie mają szans na rozwój, staną się martwym punktem na mapie – twierdzi radny Grzegorz Banaś, przewodniczący komisji gospodarki komunalnej Rady Miejskiej.
Wśród inwestorów nasze miasto nie jest postrzegane jako przyjazne. Taka opinia przekłada się nie tylko na ogólny wizerunek miasta, ale też na jego rozwój. Także dlatego lista inwestycji z ostatnich lat nie jest długa.
Inwestorów odpycha do Kielc także fakt, że miasto nie posiada aktualnych planów zagospodarowania przestrzennego. Poprzednie straciły ważność 1 stycznia 2004 roku.
– Wszystko stoi na głowie. Weźmy przykład supermarketów. Nie jest tak, że to miasto wskazuje określone planem miejsca, gdzie taki obiekt może powstać. Decyduje o tym inwestor, który kupi gdzieś grunty, potem występuje o zgody na budowę i pod niego taki plan zagospodarowania się sporządza – mówi Banaś. Podkreśla też kłopoty samych inwestorów w kieleckim magistracie. – Zdobycie pozwolenia na budowę to gehenna. Jeżeli postępowanie trwa rok, to nie jest najgorzej. Jak w takiej sytuacji ma się rozwijać miasto? Jak ma przyciągać inwestorów? – pyta.
Wprawdzie w magistracie nad sporządzaniem nowych planów pracuje kilka osób, ale to zdecydowanie za mało. – Zleca się to także firmom. A w przetargu wybiera się ofertę najtańszą, na przykład ze Szczecina. Wtedy i tak w ogromnym stopniu w przygotowaniu planu muszą uczestniczyć pracownicy Wydziału Gospodarki Przestrzennej i Administracji Budowlanej. Do tego jest ryzyko, że planiści z innych miast, nie znając specyfiki, klimatu i uwarunkowań miasta, mogą sporządzić plan, który będzie nie do przyjęcia dla radnych czy mieszkańców miasta – tłumaczy Banaś.
Jego zdaniem sytuację może zmienić powołanie miejskiej pracowni urbanistycznej, która opracowywałaby plany. Na najbliższym posiedzeniu komisja gospodarki komunalnej ma się zająć przygotowaniem wniosku do prezydenta Kielc w tej sprawie. – Trzon pracowni mogliby stanowić dotychczasowi pracownicy urzędu. Na opracowanie planów przeznaczyliśmy w tegorocznym budżecie 3 miliony złotych. Myślę, że takie pieniądze wystarczyłyby na dodatkowe zatrudnienie architektów i powierzenie im opracowywania planów – podkreśla Banaś.
Jerzy Partyka, architekt miejski, przyznaje, że powołanie takiej pracowni byłoby dla miasta korzystne. Twierdzi, że dzięki temu maksymalnie w ciągu sześciu lat całe Kielce miałyby nowe plany. – Wyliczyłem, że byłyby do tego potrzebne 22 etaty. Tymczasem dziewięć osób już pracuje w moim wydziale – mówi. Partyka dodaje, że jeżeli miasto oprze się wyłącznie na firmach zewnętrznych, opracowanie nowych planów dla Kielc zajmie około 27 lat. – W naszym mieście nie ma zbyt wielu architektów gotowych do pracy nad planami. Z mojej wiedzy wynika, że są tylko cztery biura, a opracowanie planu zajmuje około roku. Łatwo policzyć, ile lat musieliby nad tym pracować – podkreśla Partyka.
Dla Gazety Tomasz Raczyński, prezes Targów Kielce
Brak planów zagospodarowania przestrzennego uniemożliwia poważne inwestycje. Nie wiadomo, co, jak i gdzie można budować. Być może nie blokuje to całkowicie rozwoju miasta, ale na pewno wprowadza chaos i szkodzi w jego harmonijnej rozbudowie. Pomysł powołania pracowni urbanistycznej jest ciekawy, a każde działanie, które usprawni i przyspieszy proces sporządzania planów zagospodarowania przestrzennego, jest pożądane. Trzeba mieć oczywiście świadomość, że utworzenie takiej jednostki sporo kosztuje. Pozostaje kwestia, czy miasto jest gotowe ponieść ten wydatek.
204 hektary planów
Kielce mają około 11 tysięcy hektarów powierzchni. Do tej pory nowe plany zagospodarowania przestrzennego sporządzono tylko dla 204 hektarów. To zaledwie 1,86 proc. powierzchni miasta.
Joanna Gergont Gazeta Wyborcza