Po zimowisku dla trudnej młodzieży

Nieprzespane noce, pożyczane buty, wizyty w sklepach. Tak nasi pedagodzy środowiskowi spędzili 10 dni na zimowisku dla trudnej młodzieży z Kielc. Takie zimowisko odbyło się u nas po raz pierwszy. Najpierw szkolni pedagodzy z gimnazjów w centrum miasta wybrali 60 osób.– To mali chuligani lub dzieci z biednych rodzin, które wolny czas spędzają po bramach albo na klatkach – mówi Leszek Osterczy, kierownik referatu profilaktyki kieleckiego Urzędu Miasta.

Szefem zimowiska był Leszek Segiet, pedagog środowiskowy, emerytowany nauczyciel wychowania fizycznego i były judoka. Pomagała mu Agnieszka Zwolska, wuefistka z Zespołu Szkół Ekonomicznych im. Oskara Langego.

Młodzi ludzie przebywali u stóp Łysicy na dwóch pięciodniowych turnusach. Mieszkali w ośrodku wypoczynkowym Jodełka w Świętej Katarzynie. – Pobudka o siódmej rano, potem śniadanie, wycieczka, obiad, tenis stołowy, bilard, dyskoteka i o godz. 22 w łóżkach – wylicza Segiet.

Nie wszystkim taki plan odpowiadał, zwłaszcza kiedy trzeba było iść 10 km przez śnieg ze Świętej Katarzyny do Bodzentyna. Jeden z chłopców uciekł. – Chyba przez kilometr goniliśmy go przez zaspy, w końcu nie dał rady – opowiada Segiet. Pozostali szli spokojnie. Nie wszyscy byli przygotowani na taki wypoczynek. – Niektórzy mieli pozszywane letnie adidasy, a tu pół metra śniegu. Sam dałem im swoje buty – mówi szef zimowiska.

Najgorzej było wieczorami. Niektórzy nie chcieli kończyć zabawy na dyskotece i trzeba było zamykać pokoje. Opiekunowie nie mieli okazji pospać.

Niepokorni dostawali żółte i czerwone kartki. Pierwsze są ostrzeżeniem, drugie eliminują z następnych, planowanych na wakacje wyjazdów. – Daliśmy kilka żółtych i trzy czerwone za pobicie, kradzieże – zaznacza Segiet. – Ale tym z czerwonymi chyba damy jeszcze szansę – dodaje.

Robert Cyranowski, kierownik Jodełki, pochlebnie wyraża się o swoich gościach. – Było kilku „oryginalnych” osobników, a poza tym to normalna młodzież. Trochę popalali papierosy, używali wulgarnych słów, ale żadnych zadym i zniszczeń nie było. Raczej robili kawały, np. ktoś wyrzucił kulę od bilardu w śnieg – mówi.

Na papierosach się skończyło. Kierownictwo zimowiska poprosiło bowiem okolicznych sprzedawców, by nie sprzedawali alkoholu obcym. – Poskutkowało, bo picia nie było, narkotyków też – zapewnia Segiet.

Ferie się skończyły. Co dalej z młodymi ludźmi? – Wyjazd miał służyć temu, by młodzież poznała opiekunów, zaufała im. To początek większego przedsięwzięcia – zapowiada Osterczy. Latem planowane są trzy kolejne turnusy dla trudnej kieleckiej młodzieży. – Pojadą na pewno. Oni lubią sport, ruch i zabawę. Już gdy wracaliśmy z Katarzyny, pytali, co dalej – podkreśla Segiet.

Zimowisko w Świętej Katarzynie kosztowało 10 tys. zł. Sfinansowała je Gminna Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, Świętokrzyskie Centrum Profilaktyki i Edukacji i kielecki Urząd Miasta.

Gazeta Wyborcza