Oklepany temat + bracia Coen = kolejna „śmieszna inaczej” (czyt. żałosna) komedyjka klasy B?? W żadnym wypadku! „Zły Mikołaj” to dowód na to, że każdy temat da się przedstawić w innym świetle. Już w poprzednim obrazie – „Okrucieństwo nie do przyjęcia” z Catherine Zeta-Jones i Geogrem Clooneyem, bracia Coen udowodnili, że nawet komedia romantyczna nie musi byc tylko słodka i z happy endem, może być też interesująca, wciągająca i troche absurdalna…Teraz ten świetny duet wziął na tapetę kolejny szlagier: świętego Mikołaja. Ale jeśli oczekujecie zobaczyć historię miłego, starszego pana z dużym brzuszkiem to odradzam – „Zły Mikołaj” wygląda i zachowuje się „troszkę” inaczej…
Reżyserem jest Terry Zwigoff, ale nad całokształtem czuwali oczywiście jako producenci bracia Coen. Jako tytułowego Mikołaja oglądamy Billy Bob Thortona, który idealnie wcielił się w rolę wiecznie pijanego seksoholika, którego życie toczy się od świąt do świąt, a resztę czasu spędza na balangowaniu za ukradzione pieniądze. Plejada pokręconych postaci jest jednak dłuższa: karzeł wspólnik, barmanka lubiąca szybki seks z św. Mikołajami, grubasek z problemami, kierownik sklepu… Długo by wymieniać – właściwie każda z postaci jest oryginalna.
Ale na szczęśce to nie jest film o seksie i alkoholu (dla niektórych niestety?:)) choć przewijają się one przez całą historię. Warto sie wybrać, przecież tak mało fajnych komedii, a tak dużo chłamu na ekranach…