Film zrealizowany z niemiecką (albo – jak kto woli – amerykańską) sprawnością warsztatową. Nie słyszałem, aby ktoś narzekał na grę aktorów, maestro Jan Frycz już pewnie od lat nie słyszał krytycznych głosów, a przecież młodzi dostroili się poziomem do mistrza. Przejmujący do głębi, już dawno polski film nie pobudził tylu widzów do dyskusji w trakcie seansu (okropny zwyczaj!!) i po seansie.W końcu wielu z nas nosi w zakamarkach pamięci obraz zasłużonego lub co gorsza – niezasłużonego lania, które jest zawsze głębokim upokorzeniem dla bezradnego dziecka. Sprawiedliwie ukazane racje obu stron pozwalają ciężko doświadczonym przez los na cudowne katharsis, łatwiej wybaczyć komuś – kto jak ojciec głównego bohatera – „chciał dobrze”. „Pręgi” być może zmuszą też do myślenia niektórych rodziców, którzy głęboko wierzą że tresurą i batem można wyryć dziecku świetlaną przyszłość.
Świetny film, który oczywiście… nie jest idealny. Nachalna metafora kolców wystawionych na parapecie na pewno nie wszystkim przypadła do smak, a ckliwo – hollywoodzkich momentów było więcej, poza tym pewnie niektórym niełatwo było uwierzyć w błyskawiczną „cudowną” przemianę poranionego Wojtka i w nagłe zniknięcie tego, co gromadziło się w nim przez lata. W życiu taka kuracja trwa dłużej, niektórzy nigdy nie dochodzą do siebie. ale dobrze, że „Pręgi” dają nadzieję…
mccat&Co. for wici