Ochroniarze w autobusach

Teraz bilety w autobusach komunikacji miejskiej sprawdza 16 pracowników Zarządu Transportu Miejskiego i 20 kontrolerów z firmy Serinus. Od 1 września ma się to zmienić – wczoraj ZTM wybrał firmę ochroniarską, której zlecił podobne zadanie. – Chcemy podnieść jakość usług i zwiększyć bezpieczeństwo naszych pasażerów. Dlatego nie tylko szukaliśmy dodatkowych kontrolerów, ale i ochroniarzy – mówi Zbigniew Michnicki, kierownik działu organizacji przewozów, sprzedaży biletów i windykacji powstałego miesiąc temu ZTM.Dodaje, że często kontrolerzy zakładu byli bezradni wobec pijanych pasażerów czy kieszonkowców. – Teraz to się zmieni – uważa.

20 ochroniarzy zacznie pracę w autobusach MPK od września. Każdy z nich przejdzie specjalne szkolenie i będzie miał czasowe upoważnienie do kontroli biletów. – Po dwóch umundurowanych ochroniarzy będzie pomagało naszym kontrolerom, ale nie będą mogli wypisywać mandatów. Do ich obowiązków będzie należało uspokajanie agresywnych pasażerów – wylicza Michnicki. – Liczymy na to, że samym swoim wyglądem będą budzić respekt. Nie będą uzbrojeni – dodaje.

Broń gazową, pałki i kajdanki będą za to mieli ochroniarze ze specjalnego patrolu interwencyjnego. – Taki patrol będzie czekał na wezwanie od kierowcy lub kontrolerów. W ciągu kilkunastu minut przyjedzie na miejsce i zajmie się np. wandalami wybijającymi szyby czy zaczepiającymi pasażerów. Ale ich przyjazd to będzie ostateczność – podkreśla Michnicki.

Ochroniarze będą pierwszą firmą opłacaną za sprawdzanie biletów przez miasto. Serinus utrzymuje się wyłącznie z windykacji należności za jazdę na gapę. – Dzięki pensji łatwiej można kontrolerów zmusić do lepszego traktowania pasażerów. Taki system sprawdza się w Białymstoku – wyjaśnia kierownik Michnicki.

Dla Gazety
Grzegorz Słoń
prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji

Pomysł jest bardzo dobry. Myślę, że gdy minie początkowe zaskoczenie, spodoba się pasażerom, którzy poczują się bezpieczniej. Teraz często kontrolerzy boją się wsiadać do autobusów na podmiejskich nocnych liniach, którymi często wraca podpita młodzież. O tym, jaka to niebezpieczna praca, może świadczyć fakt, że prawie co roku któryś z kontrolerów po pobiciu trafiał do szpitala.

Materiał ze strony Gazety Wyborczej.