NADZY

Emilia i Feliks, Annette i Boris oraz Charlotte i Dylan to trzy pary kiedyś kochających się ludzi. Jednak dawne dobre czasy już dawno minęły. Emilia i Feliks właśnie zerwali i leczą rany. Dodatkowo, Feliks ma poważne kłopoty finansowe. Tymczasem Dylan niemal z dnia na dzień zdobywa ogromną fortunę na giełdzie, ale ani on, ani Charlotte nawet na chwilę nie stali się przez to szczęśliwsi. Annette i Boris na pierwszy rzut oka tworzą harmonijny związek.
Pewnego wieczoru w efekcie spontanicznej decyzji trzy pary podejmują się ryzykownego eksperymentu. Nadzy, z zawiązanymi oczami, jedynie dotykiem mogą odszukać swojego partnera…Wywiad z Doris Dorrie scenarzystką i reżyserką filmu Nadzy

Pragnienie szczęścia, strach przed śmiercią, tęsknota za miłością – podejmujesz uniwersalne tematy, ale traktujesz je w znacznie „lżejszy” sposób niż to zwykle robi się w Niemczech. Czy miałaś jakieś wyjątkowe pomysły na przedstawienie każdego z bohaterów?

Skupiłam się na trzech etapach, jakie przechodzą związki: szczęście, załamanie i zerwanie. Feliks i Emilia rozstają się, Boris i Annette nieźle sobie radzą a Charlotte i Dylan przeżywają kryzys. Sytuacja finansowa postaci też wydawała mi się ważna, w dużym stopniu wpływa na zachowanie moich bohaterów. Charlotte uważa, że jej problemy są silnie związane z jej statusem materialnym. To jest nie prawda, ale ona kurczowo trzyma się tego przekonania.

Nie wydajesz się być zwolenniczką holywoodzkiego nurtu w kinie z jego komercyjnego sentymentalizmem, który często unika trudnych tematów albo je upraszcza…

Każdemu z nas wydaje się, że zachowamy naszą osobowość, jeżeli odpowiednio się zaprezentujemy, czyli tak, jak tego wymaga tzw. powszechna opinia, trend czy moda. Najczęściej niewiele z tego wychodzi i doprowadza to nas do szału. Dobrze wiem, co mówię, bo sama nie jestem wyjątkiem. Wszyscy głęboko wierzymy, że nowe ubranie, nowa fryzura, nowe meble czy nowa praca lub nowy partner odmieni nasze życie i staniemy się wreszcie kimś, kim zawsze chcieliśmy być. To wielkie złudzenie, za którym tak usilnie gonimy.

Jak to się ma do trzech par, które pokazujesz w swoim filmie?

Po tym, jak zrzucają z siebie ubranie i stają nadzy, muszą w pewnym momencie przyznać, że nie wszystko, co mówili i myśleli do tej pory było prawdą. Charlotte i Dylan dochodzą do wniosku, że ich piękny i elegancki dom ma niewiele wspólnego z ich prawdziwymi pragnieniami. Feliks i Emilia zauważają, że, mimo rozstania, nadal bardzo wiele ich łączy i życie osobno nie jest takie łatwe – nie tak prosto zacząć coś nowego. Boris i Annette muszą wreszcie przyznać, że ich skądinąd harmonijny związek stracił prawie cały urok.

Wydaje się, że w ogóle nie zwracasz uwagi na modne trendy a zawsze jesteś w awangardzie. W Nagich nie bałaś się zdecydowanych kontrastów i ostrych kolorów.

Kolory w dużym stopniu wiele mówią o czyjeś nastawienie do życia, czy ktoś jest pasywny czy aktywny. Jeśli chodzi o mój stosunek do współczesnego kina, to wydaje mi się, że obecnie zapanowało coś w rodzaju dyktatu formy. Moim zdaniem nie można tylko koncentrować się na formie, nie może być wartością samą w sobie, musi być wypełniona treścią. W przeciwnym razie zostanie tylko niestrawna papka. Zawsze zależało mi na tym, by dla tego, co chce powiedzieć znaleźć odpowiednią formę. Mam wrażenie, że dzisiaj nie ma znaczenia, co masz do powiedzenia. Dużo więcej uwagi poświęca się temu, jak cokolwiek pokazać. Jeśli wziąć pod uwagę modę – traktując ją jako jeden z symboli naszych czasów – to dominującym stylem jest minimalizm, absolutna przejrzystość – tak wygląda typowy strój biznesowy, który przypomina wojskowy mundur. Wygląda no to, że jesteśmy bardzo ponurymi ludźmi.

W twoim filmie każda z trzech par dochodzi do innych wniosków…

Ale są bardzo podobne. Z czasem stają się o wiele bardziej skłonni do rozpoznawania i rozumienia tego, co ich dzieli, zaczynają uczyć się, czym jest ambiwalencja i akceptować ją. Zaczynają mówić o rzeczach bolesnych i przykrych, ale powoli przestają się ich bać i próbują radzić sobie z nimi. Feliks i Emilia cierpią, ponieważ wydaje im się, że wiedzą o sobie wszystko, cierpią, bo nie wierzą, że miedzy nimi może stać się coś nowego, ciekawego… Czy Feliks i Emilia są nudni i nieciekawi?… Czy nie jest raczej tak, że to oni tak o sobie myślą. Oczywiście, zawsze jest też to problem, kto w związku jest stroną dominującą, a kto pozostaje w tle – czy twoje myśli i działania skupiają się na twoim partnerze, czy to ty organizujesz życie a twój partner poddaje się temu. Wydaje mi się, że w większości przypadków, kobiety postrzegają mężczyzn jako osoby dominujące w związku, a mężczyźni widzą kobiety jako uległe. Moim zdaniem dobry związek opiera się na ciągłej zmianie wcześniej ustalonego wzorca. Pragnienie miłości i potrzeba doświadczania uczuć jest realna i pozwala rosnąć i rozwijać się.

Jest takie przekonanie, że miłość rozwiązuje wszelkie problemy. Jak ci się wydaje, skąd bierze się taka silna wiara w moc uczucia?

Być może ma to związek ze zmianami kulturowymi. Od kiedy kobiety zyskały finansową niezależność, związek z mężczyzną stracił swój ekonomiczny sens, do niedawna jeden z filarów małżeństwa. Teraz kobieta może związać się z mężczyzną tylko dlatego, że go pokochała. Miłość jest czymś bardzo delikatnym, czyś, co angażuje wrażliwość i nie podlega chłodnej kalkulacji. Kluczem do zrozumienia fenomenu miłości może być to, co starożytni Grecy określali mianem agápe – rodzaj głęboko zakorzenionego silnego uczucia, ale, jak wiadomo, grecki bóg miłości, Eros, miał pewną charakterystyczną cechę: znikał równie nagle i niespodziewanie co się pojawiał. Ludzie przyzwyczaili się mówić o zakochanych jako o „chorych z miłości”. Zakochanie to czas bardzo intensywnych i silnych uczuć, ale nie trwa wiecznie, z reguły trwa rok lub dwa. Kiedyś małżeństwa prawie zawsze były poprzedzane poważnymi naradami, kalkulacjami i rozważaniami. Tylko w niewielu przypadkach dwoje ludzi wiązało przede wszystkim prawdziwe i szczere uczucie. Dzisiaj żenisz się czy wychodzisz za mąż tylko wtedy, gdy to jest miłość twojego życia, oczekując, że żar uczuć nigdy się nie skończy. Może wymagamy zbyt wiele. To przypomina trochę pięćdziesięciolatka, który nadal chciałby mieć ciało trzydziestolatka. W pewnym sensie my sami jesteśmy twórcami własnych stresów.

Na podstawie materiałów dystrybutora

www.nackt-film.de