Ostatnio całkiem regularnie na ekranach kin pojawiają się filmy z polem bitewnym na głównym planie, a mniej lub bardziej efektowne sceny walk to ich najważniejsze atuty. „Władca Pierścieni: Powrót króla”, „Troja” czy chociażby walka w wersji współczesnej, czyli obie części „Kill Bill’a”. Można by wymieniać dużo tytułów, ale fakt, że motywem przewodnim są pokazowe sceny walk pozostaje niezmienny.Nie jestem fanką historii o dzielnych rycerzach, walczących przeważnie o jakąś kobietę, a przy okazji o inne wzniosłe idee w tle – wyjątkiem jest Shrek-nie rycerz,ale jednak królewnę uratował 🙂 Szczególnie mocno utwierdziła mnie w tej opinii „Troja”, która idealnie nadaje się jako zapychacz nudnawego popołudnia. A jednak ostatnio kolejny raz zaryzykowałam i poszłam na film o rycerzach i to nie byle jakich, bo o królu Arturze i jego kompanii…
W „Królu Arturze” atutem są zdecydowanie aktorzy, którzy wg zamysłu reżysera – Antoine’a Fuqui nie mogli być pierwszoplanowymi gwiazdami, lecz świetnymi aktorami, stosunkowo mało znanymi. Mnie przekonali swoją grą, szczególnie, że nie mieli „skazy poprzedniej roli”, bo na ekranie widziałam ich po raz pierwszy.
I kolejny atut – świetne zdjęcia, tym lepsze, że autorstwa Polaka – Sławomira Idziaka, który jednak ma dość sceptyczny stosunek do filmu: „Król Artur” jest „typowym projektem hollywoodzkim za duże pieniądze. Bruckheimerowi (producentowi – przypis aut.) zależało na tym, aby w filmie znalazło się jak najwięcej scen akcji”.
Dobra gra aktorów, mało słodzenia i przynudzania. Mimo, że pojawia się historia miłosna między królem Arturem (Clive Owen) a Ginewrą (Keira Knightley), to na szczęście nie jest to wątek główny. Sam reżyser przyznał w jednym z wywiadów, że „to nie miała być jeszcze jedna kojąca słodka bajeczka.”
Lekko surowy klimat, historia męskiej przyjaźni i lejąca się krew czyli idealna mieszanka dla facetów, ale też romans, przystojni i dzielni mężczyźni i walka w imię ideałów – inna odsłona „Króla Artura”, tym razem dla kobiet.
Ale trudno nie zgodzić się choć po części ze Sławomirem Idziakiem, iż jest to jednak jedna z hollywoodzkich produkcji, choć tym razem nie aż tak typowo beznadziejna. Zresztą przekonajcie się sami…