Dokumentalny film o legendzie polskiego bluesa Ryszardzie Riedlu jest dżemem z bardzo dużą zawartością cukru. Dwieście tysięcy młodych ludzi zgodnym chórem wyśpiewuje: „Whisky, moja żono”. Skąd oni to znają? Przecież kiedy Dżem święcił triumfy, dopiero zaczynali podstawówkę.– Gdy zobaczyłem ten tłum w zeszłym roku na Przystanku Woodstock, przekonałem się, że mój film o Riedlu jest potrzebny, że muszę go skończyć i pokazać tym młodziakom – opowiada 52-letni Krzysztof Magowski, reżyser osiemdziesięciominutowego dokumentu „Sie macie, ludzie”.
Właśnie tymi słowami Ryszard Riedel zaczynał każdy koncert. Miał 38 lat, kiedy umierał 30 lipca 1994 roku. Wykończyły go narkotyki i AIDS. Pozostało po nim 19 płyt, a na nich takie hity, jak „Wehikuł czasu”, „Cegła” czy „Whisky”. Zostawił rodzinę, przyjaciół i fanów.
Magowski bardzo skrupulatnie prześledził zarówno prywatne, jak i zawodowe życie frontmana Dżemu. W filmie pojawiają się jego koledzy ze szkolnej ławki, z którymi bawił się w Indian i kowbojów, kumple, z którymi załadował pierwszą działkę, ludzie spotkani na detoksie, menedżerowie. I najbliżsi: matka, siostra, żona i dwoje dzieci. Nawet lekarz, który przyjmował go po raz ostatni do szpitala. Nie ma tylko muzyków obecnego Dżemu. – Nie zgodzili się wystąpić w filmie. Może dlatego, że wielu najbliższych obwinia ich za tragedię, jaką była przedwczesna śmierć Ryśka – przypuszcza Magowski.
Magdalena Łukaszewicz Newsweek