Śmierć telewizji

Telewizja już nie uczy. Tylko bawi. Internet zaczął za to kształtować osobowość ludzkości. Gdy siedem lat temu TVN uruchamiał swój flagowy program informacyjny, wielu przepowiadało mu klęskę. W porze nadawania „Faktów” pilot telewizyjny od lat spoczywał w rękach dzieci, oglądających w konkurencyjnej Jedynce dobranockę.Tymczasem „Fakty” szybko zdobyły kilkumilionową widownię i nie słychać, by ceną za to był dziecięcy płacz. Wobec mnogości innych ofert godzina 19 przestała być dla małych widzów „świętą porą”. Ale nie stała się nią też dla dorosłych. W dobie rewolucji informacyjnej oni takich pór już nie potrzebują. – Jeszcze niedawno co pół godziny rzucałem wszystko i oglądałem CNN Headline News – opowiada Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, politolog i współtwórca portalu www.global.net.pl. – Teraz mam CNN w Internecie i tylko ode mnie zależy, kiedy sprawdzę newsy.

Czy Internet zabije telewizję? Jej śmierć na pewno nie będzie spektakularną apokalipsą, z miastami obrastającymi cmentarzyskami masowo wyrzucanych telewizorów. Może ich nawet przybywać lub te wyrzucane będą zastępowane przez komputery z wysokiej klasy ekranem, pozwalające oglądać przez Internet programy, do których przyzwyczaiła nas telewizja.

Coś jednak się kończy: epoka, w której telewizja organizowała wszystkim czas, a oglądane przez miliony programy budowały tkankę wspólnoty społecznej. Kształtowanie osobowości pozostawia Internetowi.

Liczba internautów na świecie sięga dziś 700 mln, za rok przekroczy pewnie miliard, co oznacza, że przez dekadę sieciowa społeczność ulegnie potrojeniu. To już nie strumyczek wyciekającego telewizji audytorium, raczej fala tsunami. Świadomi zagrożenia telewizyjni menedżerowie przestają już traktować dotarcie do młodszego odbiorcy jako priorytet. W połowie czerwca zaniechano emisji „Roweru Błażeja”, jednej z ostatnich stałych audycji TVP adresowanych do nastolatków.

Newsweek