Wczoraj na kieleckim Rynku odbył się wernisaż pierwszej części wystawy „Reżyser i dyrektor. Piotr Szczerski 1992-2015”. Uświetniła go inscenizacja „Katastrofy” Becketta – jednoaktówki, której dyrektor pokazać nie zdążył. Zespół Teatru Żeromskiego zrealizował jego pomysł pod wodzą aktora Dawida Żłobińskiego. Autorem scenografii okazała się zawieja śnieżna – metafora z przypadku i kolejny dowód fantazji Piotra Szczerskiego.Korowód parasoli opuścił gmach przy Sienkiewicza na kilka minut przed czternastą. Ubrani w szaro-bury odcień i upiorny makijaż aktorzy idealnie wpisali się w akapit poniedziałkowego nieba. Obserwując „Katastrofę”, przypominali pasażerów na dworcu PKP. Coś ma nadjechać, ale czy nadjedzie?
– Piotr nie lubił, kiedy było za ładnie i zbyt łatwo. Może dlatego, że 40 lat jego kariery obfitowało w wiele trudnych sytuacji. Dzisiejsza pogoda może być jego sprawką. – z uśmiechem opowiadał Żłobiński. Jako Aktor musiał mierzyć się z egzystencjalną narracją autora „Czekając na Godota”. Jako człowiek – z okolicą zera na termometrze i łachmanem grającym odzież. W obu rolach sprawdził się wspaniale.
Amorficzna plastelina na twarzy Dawida świetnie pasuje do teatru redukcji autorstwa Becketta. Szczerski musiał widzieć to doskonale; w końcu powierzył mu rolę w „Trzech jednoaktówkach” (2006) oraz tragikomicznym „Jakisiu i Pupcze” Levina (2014). Uśmiech zamienia Dawida w buzię dziecka. Smutek przeobraża w kamień Bustera Keatona. Pokraczność tego procesu, nieudanej sztuczki magicznej, pomaga ukazać człowieka w pozie ostatecznej; tym śmieszniejszej, im bardziej pozbawionej złudzeń. Odbiera się mu resztkę etatu i wtrąca do ostatniego zajazdu na trasie Kielce – Koniec Świata. Może tam odespać, jechać dalej albo zawrócić na rondzie. Wybór marny, ale esencjonalny – wszak „jesteśmy swoimi wyborami”, jak pisał Sartre.
– No, to mamy tę naszą katastrofę. – cedzi Reżyser (Krzysztof Grabowski) upodliwszy stojącego na piedestale Protagonistę (Żłobiński). Za pośrednictwem Asystentki (Zuzanna Wierzbińska) odziera go z kolejnych schodów, które pozwoliły mu się tam wdrapać. Nogi, ręce, głowa; dotyk, myśli, ruch. Wszystkie wrastają w drzewo życia strugane później w łoże śmierci. Protagonista jest bezradny wobec natury, ale definiuje go wola. Unosi więc posiwiałą głowę i nie poddaje się. Opuszcza teatrzyk w takt kiczowatego „Time to say goodbye”. Piękno instytucji człowieka polega na tym, że potrafi wywalczyć dotację na przetrwanie. Jej szczerbata groza – na tym, że właściwie nie wie, po co.
Spektakl uwieńczono diabolicznym chichotem Piotra Szczerskiego (archiwalne nagranie z adaptacji „Zemsty” A. Fredry). Nie jedynym – Mrożek zesłał mrozek, a Szczerski białe małżeństwo. Słusznie! Każda inna pogoda byłaby kpiną z beckettowskiej ascezy. Może tylko Grotowski wściekałby się, że śnieżyca z teatrem ubogim nie ma nic wspólnego. Dawid Żłobiński czuł jednak, że kto jak kto, ale dyrektor kazałby grać.
Na 9 tablicach wystawy widzimy go także w roli konferansjera Dzikiej Róży i aktora, który wcielił się w rolę Henryka Sienkiewicza w setną rocznicę przyznania pisarzowi Nagrody Nobla (rok 2005). Na przyszły tydzień zaplanowano kolejne części obchodów. 19 października o 17.30 odbędzie się promocja książki Marka Mikosa „Z butami do nieba. Piotra Szczerskiego Teatr życia i śmierci”. Pokazane zostanie również 7 jego spektakli. Jubileusz zwieńczy poświęcone mu spotkanie z udziałem krytyków, aktorów i reżyserów.
Grzegorz Rolecki
grolecki@wici.info