Niestety zaproszenia do katedry były prawie nieosiągalne dla „zwykłych” ludzi, płatnych biletów nie było, a wejść broniły podwójne bramki strażników miejskich… Ponieważ bardzo nie lubię sytuacji kiedy są „równi” i „równiejsi”, a zależało mi na zobaczeniu całości (tzn. nie tylko obrazu na ekranie ale z też np. klimatu oświetlonej od wewnątrz katedry) mało brakowało a wróciłbym do domu. Spotkałem jednak przyjaciół i zostałem.Początek był z płyty M. Bajora: „Quo vadis Domine” – świetny utwór. Potem hymn „Świętokrzyska Golgota” – moim zdaniem bardzo dobry. Muzycznie b. dobrze, chóry AŚ i Fermata znakomite, bardzo dobre ucięte zakończenia utworów. Potem jednak wszystko zaczęło dryfować. Z coraz większym zdumieniem słuchałem tekstów, które w ogromnej większości traktowały o… weselu i małżeńskiej miłości. Muzycznie powoli zaczynało być nudnie.
Mimo, że gra i śpiew były cały czas na wysokim poziomie, zaczęły się przewijać wciąż te same pomysły powielane w taki sposób, że dramaturgia siadła. Kolejność biblijnych wprowadzeń do poszczególnych pieśni bez – moim zdaniem – ewangelicznej logiki. Właściwie prawie nic z tego (w moim odczuciu) nie wynikało. Myliłby się niestety ktoś, kto by oczekiwał, że w centrum tekstów będzie odniesienie do tego czego dla nas dokonał Jezus Chrystus na Golgocie.
Co zresztą – nie przeczę – można pokazywać wielowymiarowo, także przez wesele w Kanie. Ale tu wesele w Kanie było motywem przewodnim ciągnącym się przez niemal cały utwór! Dziwne, nieprawdaż? Golgota była właściwie tylko jako góra –
porównanie ze Świętym Krzyżem, gdzie są relikwie Krzyża – i to wszystko.
Do „świętokrzyskiego wesela w Kanie Galilejskiej” dodawane były tylko motywy „skaczące po Biblii” jak np. 10 przykazań. I tylko na koniec był przeskok na motyw dźwigania krzyża przez uczniów Jezusa i zaśpiewane smutno radosne z natury „hosanna”. I jako klamra jeszcze raz hymn „Świętokrzyska Golgota” i „Quo Vadis Domine”. Zatem tekstowo dla mnie wielkie rozczarowanie – głębia wiary chrześcijańskiej płytko i powierzchownie muśnięta. Przekaz mogący momentami niektórych wzruszyć, ale raczej nie skłaniający do głębszych refleksji a tym bardziej do – co może dać dobre wykorzystanie fragmentów Słowa Bożego – wewnętrznego nawrócenia. Ale może się nie wsłuchałem i zmienię zdanie jak przeczytam teksty? Mam nadzieję.
Także od strony „świętokrzyskiej eksportowej oferty artystycznej” znów ten sam powtarzający się „ludowy” banał (jak u Kumańskiego np.) wręcz z kaszanką i ciotką ze Skarżyska w tekście (naprawdę! – tekściarz m.in. Brathanków pod tym względem nie zawiódł…). I właściwie – w tym kontekście – nic poza tym. Czy naprawdę tak trudno wyciągnąć więcej z naszej regionalnej specyfiki i historii?:((
Tak, że – mieszane uczucia. Znakomite fragmenty muzyczne i moim zdaniem całość b. dobrze zagrana i zaśpiewana. Kilka tekstów b. fajnych. Muzycznie jednak, a tekstowo tym bardziej, skróciłbym całość o co najmniej 1/3 – efekt byłby znacznie lepszy.