Szef nie musi już niczego nikomu udowadniać? Bez przesady. Wszak Springsteen to artysta od wielu lat na tyle społecznie zaangażowany, że pełniąc funkcję barda Ameryki wręcz zmuszony jest trzymać rękę na gryfie.Ostatnią wielką płytą Bruce Springsteena pozostaje dla mnie „We Shall Overcome: The Seeger Sessions” z roku 2006, niemniej charakterne brzmienie „Wrecking ball” wydaje się o wiele świeższe od tego z „Working on a dream” – z lekka drażniącej dla Nieamerykanina agitki politycznej dla Obamy.
To płyta chodnikowo klasycyzująca w warstwie muzycznej (mocne rockowe riffy, ale i gospelowe zaśpiewy). W słowie da się już za to wyczuć springsteenowy bunt, patos, wściekłość i rozczarowanie rozmiarem przepaści pomiędzy snem z poprzedniej płyty a wrakiem z obecnej. Ale nie trać wiary, Bruce. „We take care of our own”.
grol