Zadyszka we Wspaku

Bez mała dwie godziny porządnego, punkowego, happysadowego grania. I to w dodatku jubileuszowego, bo niespełna miesiąc temu kapela obchodziła w skarżyskim Semaforze dziesięciolecie swojej działalności. Przyszła i kolej na Kielce.Czwartkowy koncert grupy „Happysad” w klubie „Wspak” jak zwykle nie rozczarował– mocne gitarowe brzmienia, wielkie hity i błyskotliwe żarty Kuby Kawalca zapewniły publiczności wyśmienity wieczór.

Fani Happysadu doskonale wiedzą, że ich muzyka najlepiej brzmi na żywo. Chłopaki też nienajgorzej czują się chyba na scenie, bo koncertują całkiem dużo. Tegoroczna trasa została nazwana „Zadyszka Tour” od świeżo wydanej płyty z zupełnie nowymi aranżacjami dobrze znanych kawałków zespołu. Setlista koncertów też została ułożona w nieprzypadkowy sposób. Mianowicie zespół wszedł na scenę i z grubej rury zagrał swój chyba najbardziej rozpoznawalny kawałek – „Zanim pójdę”. Następnie cały koncert podzielony został na cztery części – grane były największe hity z kolejnych płyt. Wszystko chronologicznie poukładane. I można nawet chłopakom wybaczyć, że z tego powodu zabrakło nieco elementu zaskoczenia, bo zagrali wszystkie „hiciory”, których fani się spodziewali i przede wszystkim na które czekali.

Jeszcze parę słów na temat publiczności – obalam mit, że na koncerty Happysad przychodzą tylko szalone nastolatki. Przedział wieku był tak szeroki, jak poruszana tematyka granych kawałków. Licealiści i studenci tłoczyli się pod sceną, natomiast nieco starsza „młodzież” z dystansu uczestniczyła w wydarzeniu, lecz z pewnością wrażenia mieli takie same, co młodsza część widowni.
To, jak oceniam występ najlepiej opisuje fakt, że gdy wróciłam do domu, to najpierw sprawdziłam, gdzie Happysad gra kolejny koncert i czy aby uda mi się w tym terminie jakoś tam dotrzeć…

Aneta Pawłowska