Trójkolorowe ściany w pokoju redakcyjnym być może nie symbolizują wolności, równości i braterstwa, ale za to inspirują do pisania, malowania i wymyślania. Zwłaszcza płonące morze z lotu ptaka, tj. ściana ognistego płaczu od strony drzwi wejściowych z plakatem śpiewającego Czesława, przy której rozciąga się blat niby dębowa stonoga. Nurkując w głąb, można podziwiać instalację inspirowaną Kantorem i Kebabem – uchylone kartonowe pudło po wczorajszej pizzy. Stoi w pionie, wbrew zaleceniom Rafała. Uśmiecha się coraz szerzej. Patrzy na mnie tym zalotniej, im dokładniej przypominam sobie, że nie jadłem dziś śniadania.
Ambient
Czuję ślinę, co ślizga mi się po języku i łzy napływające do stęsknionych powiek. Wyginam ciało nieśmiało, podnosząc się z fotela, idę na paluszkach, lisek skradający się do kurnika. Spoglądam w lewo, w prawo, a potem jeszcze raz w lewo, jak dzidzia na pasach przed szkołą podstawową. Filtruję nieufnie korytarzyk prowadzący do studia muzycznego. Jean Michelle Jarre niczego się nie dowie, bo akurat wydmuchuje flet.
– Fiu, fiu, fiu. – oznajmił Rafał z sąsiedniego pokoju.
Raz kozie śmierć. Trzy, dwa, hop! Małpim susem doskoczyłem do ukochanej małży z czekającą w środku perłą o smaku bekonu. No, prawie – dwa zeschnięte kawałki pizzy użyźnione rozlanym sosem czosnkowym. Zacząłem bić się z myślami. Jeść czy nie jeść? Puf! Wtem nagle przy obu moich skroniach pojawiły się prawie biblijne postaci. Rafał w białej szacie przystrojony w aureolkę, a obok jego zły brat bliźniak z rogami, kopytami, ogoniskiem i czarnymi jak smoła widłami w rękach.
– Zjedz, dobrutkie! – zachichotał zły Rafał, wywołując sprzeciw antagonisty na lewym ramieniu.
– Nie jedz! Tak nie można! Ja zjem później. – złożył rączki w modlitewnym geście i zatrzepotał rzęsą aniorafałek.
Między Rafałem, a Rafałem sprawy się kołyszą. Musiałem błyskawicznie podjąć męską decyzję – w końcu szef nie będzie, nie może, cały boży dzień grać na flecie. A, zjem! Najwyżej przełknę i zagryzę sandomierskim jabłuszkiem ze stoliczka. Rozwieram wygłodniałą paszczę, odsłaniając wampirze kły, którem gotowy zatopić w szpinakową skorupę. Ale wtedy, ni stąd ni zowąd, słychać tupot stóp, coraz głośniejszy, nieuchronnie przybliżający właściciela do pokoju z napisem „ Redakcja wici.info”. Odskoczyłem od pudła rażony piorunem i wylądowałem na kanapie. Do pomieszczenia wkroczył Andrzej Rajski, ważna część Automatik we własnej osobie.
– Świetny ambient! – zawołał usłyszawszy muzę dudniącą z jamy Rafała. Obiad nie wyszedł, ale wygląda na to, że przynajmniej jutrzejszy koncert będzie smakowity.
Wódz Apaczów
Vis a vis pożarowej ściany, mieści się okno otwarte zawsze wtedy, kiedy tylko słońce jest w dobrym humorze. Przy oknie stoi sprzęt grający nie pierwszej nowości, ale za to pierwszej klasy. Nikt nie ręczy chyba tylko za gramofon.
– Co tak cicho? – często pyta Rafał, wchodząc do redakcji – przydałaby się jakaś muzyczka.
Zapewniamy dzięki ścieżkę dźwiękową nie tylko swojej pracy, ale i fanom fundacji koczującym pod oknem w oczekiwaniu na jakikolwiek gest uwagi. Trzeba odnotować, że nie mamy do czynienia ze zwykłym oknem, ani zwykłym parapetem. Unikatowe, a jeśli nawet nie unikatowe, to na pewno jedno z niewielu na świecie okien, którego regularne mycie zwraca się podwójnie.
Funkcje okna:
1) świątynia dumania, oferująca przerwę na kadzidełko, a czasem nawet fajkę pokoju z dedykacją dla bladych twarzy urzędujących w portierni,
2) granica dwóch światów, zewnątrznego i wewnątrzego, gdzie niczym myśliciel rodem z Rodina i Humpty Dumpty z krainy czarów można powisieć, odpocząć, zasępić się albo, jak dziś, łykać złote liście, co chwila przegrywające z czasem i grawitacją.
Ale nie na długo. Często spokój zostaje zmącony przez wodza Apaczów Niedźwiedziego Pazura.
–Howgh. – Rafał unosi wolno dłoń – Grzesiek. Tekst.
Na pojedynek w samo południe nie ma miejsca ani czasu. Zeskakuję z siodła i zabieram się za pisanie.
Pies Baskervillów
Dziś, 28 września, jest z oknem dosłownie i w przenośni inaczej. Na parapecie leży 500 sztuk katalogów „Kieleckie inaczej 2011” i nagród dla laureatów sponsorowanych przez jeden z kieleckich urzędów, który okazał się dla Wici Labiryntem Minotaura bez Minotaura, ale za to z uroczymi paniami. Podeszliśmy nieśmiało pod drzwi pokoju numer 23. Patrzę pod nogi – nici Ariadny póki co nie widać. Szefostwo redakcji zadecydowało więc, że rozsądniej będzie pójść najpierw do sekretariatu, a nie błądzić wokół jak pijane nietoperze.
– Przyjechaliśmy odebrać nagrody dla laureatów konkursu fotograficznego „Kieleckie inaczej”. – poinformował Rafał Nowak na wstępie.
– Panowie przyjechali odebrać nagrodę dla laureatów konkursu fotograficznego „Kieleckie inaczej” – podsumowała rzeczowo jedna z dwóch pań za biurkiem.
– W którym pokoju możemy ją odebrać?
– Na czwartym piętrze, pokój 43.
– Poinformowano nas wcześniej, że to na pewno drugie piętro.
– A byliście panowie na czwartym piętrze w pokoju 23?
Wtedy do pokoju weszła trzecia pani. Sądząc po stroju – najważniejsza i najbardziej kompetentna.
– Panowie z fundacji kultury Wici, w sprawie nagród na „Kieleckie inaczej”. – poinformowały ją koleżanki.
– Czwarte piętro, pokój 43 . – rzuciła odruchowo i po chwili sięgnęła za telefon – zaraz się dowiem. Konkurs „Polska inaczej”?
– „Kieleckie inaczej 2011” organizowane przez fundację kultury Wici. – Rafał przewinął kasetę po raz kolejny i spoczął na najbliższym fotelu, jakby obawiając się dłuższego pobytu.
– Pani Madzia z pokoju 25 będzie wiedzieć.
Mając nadzieję na rozwiązanie zagadki Holmes i dr. Watson, niczym dwa najczujniejsze wyżły, poczęli śledzić pracownicę w drodze do lokatorki pokoju 25. Ta z kolei odesłała nas do początku naszej przygody – nieodwiedzonego pokoju 23. Śledztwo zakończone. Nagrody uratowane. Dedukcja, indukcja i odrobinę szczęścia – odwieczne trzy składniki sukcesu Wici.info. Wracamy do bazy z tarczą.
Jagger
Jedziemy z bagażnikiem wypełnionym lepszym jutrem. Na przodzie, w radiu grają starzy dobrzy Stonesi. Rytmicznymi ruchami własnych karków pomagamy Richardsowi w wyszywaniu riffu. Samochody obok wydają się jechać zbyt wolno i mało rokendrolowo, bez fantazji i czadu. Jedź, Stefan! Tidit! Raz dwa, raz dwa, raz dwa.
– Jagger to niesamowicie rasowy wokalista. – stwierdza Rafał nie przerywając ćwiczeń mięśnia szyjnego.
– No. Nieśmiertelny jak Paweł Pierściński.
– Jagger kieleckiej fotografii. To pokolenie w ogóle jest nie do zdarcia.
Lądujemy w bazie. Praca Joanny Jurgi nad muralem trwa w najlepsze. Jutro wystarczy maznąć ostatnimi szarościami i czekać na pierwszych gości o 18. Będzie wystawa, koncert i ognisko z charytatywnymi kartoflami ( bo dostarczanymi przez fundację).
Może Wici też jest nie do zdarcia?
Grzegorz Rolecki