„Friendsów” można albo pokochać, albo nie znać. Mimo że, od emisji „Tego ostatniego” odcinka minęło już ponad 7 lat, to zgrana paczka z Manhattanu tylko zyskuje na popularności. Podobnie jak Joey dzięki swojemu opus magnum – telenoweli „Days of our lives”. Setki stron internetowych, tysiące filmików na Youtube z serii „The best of” i przede wszystkim 11,5 miliona fanów na Facebooku. To najlepszy wynik spośród sitcomów już nieistniejących i całkiem niezły w porównaniu do jeszcze emitowanych. Nic dziwnego – pomysł i filozofia „Przyjaciół” to jednocześnie pomysł i filozofia Facebooka. „Friends” równa się Fejs.W lutym 2004 roku, na dwa miesiące przed końcem serialu, Mark Zuckerberg wspólnie z grupą nomen omen przyjaciół zniósł złoty portal społecznościowy. Później wziął i nagle uciekł im sprzed ołtarza, niczym Rachel Green (Jennifer Aniston) Barry’emu w pierwszym odcinku „Przyjaciół”. Tak zawiązały się obie akcje. Jedno zjawisko popkulturowe odeszło, żeby narodzić się mogło kolejne. Założyciel Facebooka zaprosił nas do "Central Perku", w którym czeka na nas zawsze niezajęta kanapa. Ta wolna kanapa to coś pięknego! Nie to, co w Empiku czy Macu, gdzie w godzinach szczytu wolne jest co najwyżej miejsce przy suszarce do rąk. I ten klimat! Wszyscy mamy naturalną potrzebę do wyszukiwania miejsc z klimatem. Kiedy wyjdziemy z domu, szukamy kawiarni, gdzie możemy poczuć się jak w domu. A kiedy poznajemy nowych ludzi, najlepiej pasują nam tacy, którzy podzielają nasze stare pasje. Sytuacja, jak to w życiu off i online, bywa również odwrócona. Gdyby nie kanapa w "Central Perk", doktor Ross Geller (David Schwimmer), nerd-paleontolog, nigdy nie dodałby do znajomych Joey’ego Tribbianiego (Matt LeBlanc) który, umówmy się, jest podrywaczem uroczym, ale nie wiedzącym niestety, że kobiety nie posiadają jabłka Adama.
Właśnie. Motorem napędowym fabuły zawsze była esencja „Przyjaciół”, czyli unikalna osobowość każdego z szóstki wspaniałych. Mowa oczywiście o wspomnianych już przed chwilą Ross’ie, Rachel, aktorze dramatycznym Joey’u oraz masażystce Phoebie (Kudrow), Chandlerze (Perry; nikt nie wie gdzie pracuje) i Monice (Cox), zawodowo i niegdyś prywatnie wielkiej wielbicielce kuchni. Słowem – zbieranina całkowicie odmiennych typów. Niektórzy twierdzą nawet, że wszyscy z nich to tak naprawdę banda oddziałujących na siebie socjopatów, z których najnormalniejsza jest Phoebie, czyli (nawiasem mówiąc) zwykła wariatka.
Facebook ze swoją pochwałą indywidualizmu, tj. polecaniem tego i lubieniem tamtego, robi z nas trochę takich socjalizujących się socjopatów. Ale czy to źle? Nie bardzo. Człowiek przecież rodzi się jako socjopata i wychowuje się poprzez umiejętność wykurzenia go z własnej głowy. Wszak nikt nie chce skończyć jak sąsiad Moniki z dołu, pan Heckles, albo obrzydliwy golas z naprzeciwka.
Kusi nas też ta niebieska klimatyczna kawiarnia swoją erotyką konfesjonału, w którym klawiaturę klepie 500 milionów spowiedników. Tuż obok, przeciwnicy Fejsa tupią i wrzeszczą coś o dorobku Mickiewicza, pornografii emocjonalnej i ekshibicjonizmie, jednak także jest to argument średni, niczym podryw Chandlera. Przecież na co dzień w szkole i w robocie nie zdążymy przegadać z otoczeniem wszystkich tematów, które nas interesują. W szkole ogranicza nas czas, a w pracy musimy akurat wejść na Facebooka. Nie ma więc nic złego w uzewnętrznianiu się na tablicy. I nic nie szkodzi, że czasem kończymy jak Ross po podzieleniu się ze znajomymi własną fantazją erotyczną z księżniczką Leyą, czy Chandler po ujawnieniu tajemnicy trzeciego sutka. W najgorszym wypadku trafimy do działu z „bloopersami” w jednym z portali.
Cytując poezję Miłosza, zamieszczam link do wideo z rodzeństwem Gellerów tańczących swój słynny Układ i egzotycznie porównuję stary sitcom do nowoczesnego portalu społecznościowego. Wszystko w jednym „Central Perku”. Nic też dziwnego w tym, że pewne seriale bywają bardziej popularne od innych, wcale nie gorszych. Facebookinside.com donosi, że 275 milionów użytkowników portalu 1,65 biliona razy kliknęło przycisk „lubię” pod stronami programów telewizyjnych. Tak się dziś więc osiąga sukces. Tak też „Friendsi” nieustannie utrzymują się na powierzchni. Tak również i my jesteśmy mniej lub bardziej prawdziwymi „Przyjaciółmi”.
Skoro mowa już o wcielaniu się w „Przyjaciół”, to ciekawe jak prezentowaliby się w Kielcach, a nie Nowym Jorku? Może tak. Doktor Rafał Gejer, paleontolog na UJK, z żoną lesbijką chodzącą z koleżanką na fitness przy Jagiellońskiej; Janek Trabant, aktor wyrzucony z Teatru Żeromskiego za reklamę majonezu; Renata Zielonka, odnosząca sukcesy na Off Fashion, ale trafiająca na złych facetów w klubach przy Sienkiewicza; Monika Gejer – szef kuchni w jednej z restauracji, mająca fobię związaną z niedziałającym zegarem na dworcu PKP; potem Przemka Bufetówna wygrywająca na deptaku swój przebój pt. „Smrodliwy kot” i wreszcie Czarek Maria Dzyń z trzecim sutkiem i ojcem w sukience występującym w KCK-u. Gdzie można ich szukać? Siedzą pewnie na kanapie w kawiarni, gdzieś przy centrum, jednak szybciej i łatwiej znajdziemy ich na facebookowym fanpage’u. Ciekawe poza tym, jak kiedyś zmienią się wraz z otwarciem nowego najpopularniejszego lokalu w mieście.
Grzegorz Rolecki