Na temat wystawy dyplomowej Marcina Białka – absolwenta kierunku grafika użytkowa Instytutu Sztuk Pięknych UJK w Kielcach – rozmawia z autorem Kuba Wątor i Rafał NowakCo artysta miał na myśli?
– Zgodnie z tytułem, jest to miks obrazów, przeżyć, doświadczeń, które w mojej drodze studenckiej i artystycznej zebrałem. Odkładałem te rzeczy w postaci wydruków na foliach. Były mi one potrzebne do stworzenia kolaży graficznych. Kombinację wykorzystywanych przeze mnie technik wymyśliłem po części sam.
To są pozytywne czy negatywne doświadczenia?
– Ciężko mi je sklasyfikować. Wszystko było neutralne. Nie jest tak, że ktoś zobaczy moje prace i zrozumie, co czułem w danym momencie. Chcę, by moje prace każdy mógł interpretować na swój sposób. To proponowany przeze mnie remiks, w którym można się doszukiwać różnych kombinacji obrazów i przeżyć. To, że ja je w jakiś sposób rejestrowałem i stały się elementem danej pracy, nie świadczy o tym, że mam komuś narzucać jakieś emocje. Każdy znajdzie tu coś swojego. Nie narzucam interpretacji.
Na ile Twoje studia mają wpływ na to co robisz?
– Na pewno bardzo dużo mi dały w kwestii warsztatu. Techniki graficzne tradycyjne ciężko jest poznać osobie, która nie ma związku z uczelnią, pracownią grafiki warsztatowej. Dostęp do prasy graficznej jest dla przeciętnego człowieka bardzo ograniczony. Praca w pracowni daje wiedzę o tym, co gdzie jest. Od tego jest nauczyciel, który zna wszystkie techniki i pomaga. Wszystkiego można dowiedzieć się z książek, ale praktyka jest dość daleka od teorii. Można wiedzieć, że linoryt się wydłubuje w linoleum dłutkiem, a potem odbija na papierze za pomocą prasy graficznej. W praktyce okazuje się, że istnieje wiele drobnych niuansów – w jaki sposób dobrać i przygotować linoleum czy chociażby trzymać dłutko.
Czyli szkoła uczy warsztatu czy też wrażliwości? Przez otrzymanie dyplomu stałeś się artystą?
– Dyplom artysty nie przesądza o byciu artystą. Artysta to ktoś, kto żyje sztuką, cały czas tworzy, szuka inspiracji, stara się zaprezentować w swojej sztuce doświadczenia i emocje, komentuje rzeczywistość.
Tradycyjne techniki warsztatowe są dobrym środkiem wypowiedzi na miarę naszych czasów?
– To dość skomplikowany temat. Poświęciłem mu w zasadzie pracę magisterską. Technika gumografii jest pierwszą techniką kolorowej fotografii. Była odkryta około 100 lat temu. Jednak u mnie dalszą drogą jest praca z techniką cyfrową. Drukuję to na foliach i jest to innowacja. Tradycyjne techniki są dla mnie pewnym skansenem. Dlatego staram się je miksować w swoich pracach.
To Twój debiut wystawienniczy…
– Tak, specjalnie czekałem z tym do końca studiów. Wcześniej być może nie czułem się na siłach. Studia dały mi też świadomość artystyczną. Można ją osiągnąć bez studiów, ale każdy ma inną drogę dochodzenia do poziomu artysty. Dla jednych dobrą drogą jest oderwanie się od nauk akademickich, a dla innych – w tym dla mnie – jest odwrotnie. Ja ukończyłem liceum plastyczne i było to wstępem do dalszej edukacji artystycznej, a nie samotnego poszukiwania. Pragnąłem szukać mistrzów, których znalazłem na uczelni. Mam tu na myśli przede wszystkim mojego promotora, dr. Janusza Barana. On mnie ukierunkował. Nie narzucał, ale pokazywał różne drogi i opcje. Miałem w jego pracowni swobodę w poszukiwaniach, ale i mogłem się poradzić i dostawałem inspirację. Moja wystawa to podsumowanie tych lat nauki i początek życia artystycznego.
Co dalej?
– Na pewno temat „Remiksu” będzie kontynuowany. Jest to dla mnie pewnego rodzaju tkanina graficzna, której kontynuacją będzie doszywanie kolejnych elementów. Będą do niej wplatane kolejne inspiracje, które spotkam w życiu. Dlatego nie wykluczam, że zastosuję tam zupełnie nowe techniki. Hasło „Remiks” jest otwarte i daję sobie tu dużą swobodę. Mam też kilka projektów związanych z przestrzenią miejską. Widz lubi sztukę działającą nie tylko na ścianie, ale i w przestrzeni. Na Zachodzie to już standard, a u nas jest to gałąź sztuki dopiero raczkująca. Jeśli chodzi o sztukę, to też jesteśmy kilka lat za Zachodem i trzeba to nadrabiać.
Rozmawiał Jakub Wątor i Rafał Nowak