Nie. Nie porwałem się na recenzowanie jednej z książek o technice jazdy. Choć lubię po nie sięgać, nie spotkałem się z poradnikiem, który koncentrowałby się na jednym rodzaju nawierzchni. „Sztuka ścigania się w deszczu” to beletrystyka, która szczególne emocje wzbudzi u miłośników psów oraz u fanów sportów samochodowych.Istnieją dwie główne przesłanki, na podstawie których zawody motorowe nazywamy „wyścigiem”. Pierwszą jest bezpośrednia rywalizacja kierowców, drugim- fakt, iż pojazdy poruszają się po zamkniętym torze. Inaczej jest w rajdach, których odcinki wyznaczane są na drogach publicznych a kryterium nie jest kolejność na mecie, a czas pokonania odcinka. „Dla utrudnienia” istnieją wyścigi górskie, które spełniają oba główne kryteria rajdu, ale różnią się od niego brakiem odcinków dojazdowych, faktem, iż kierowca startuje bez pilota oraz obowiązkiem zmieszczenia się na szosie (rajdowcom wolno korzystać z pobocza).
Powodem, dla którego o tym przypominam nie jest jednak to, iż po wypadku Roberta Kubicy fanom motoryzacji włos jeżył się na głowie wiele razy: z powodu samego wydarzenia, oraz ze względu na to jak było ono relacjonowane. Piszę o tym dlatego, że za właściwy punkt wyjścia do dyskusji o książce Gartha Steina uważam pytanie: który ze sportów motorowych ciekawiej prezentuje się jako metafora życia.
Porównanie życia do zawodów sportowych znalazło się już w Biblii. Autor „Sztuki ścigania się w deszczu” sięgnął więc po środek stylistyczny mocno zakorzeniony w tradycji.
Ciekawym aspektem zastosowanego w książce porównania jest powtarzane w książce zdanie „samochód podąża za wzrokiem kierowcy” mające symbolizować spełnianie się podświadomych oczekiwań. Inne zwracające uwagę spostrzeżenie dotyczy wypadków, które ukazane są nie jako wina konkretnej osoby a skutek „bycia w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie”.
Narratorem przekazującym to „wyścigowe” spojrzenie na życie jest Enzo, pies głównego bohatera- Denny’ego Swifta. Pies niezwykły- nie tylko rozumiejący emocje swego pana, ale także zdający sobie sprawę z jego sytuacji. Jodi Picoult napisała, iż „Ta książka poruszy każdego, kto jest przekonany, że wielu naszych najlepszych przyjaciół chodzi na czterech łapach. ”. Na personifikację psa można spojrzeć jednak od drugiej strony- świat zwierzęcych emocji ma swoją specyfikę i próba wpisania go w ludzki sposób myślenia odbiera zaskoczenie, które na co dzień przeżywamy gdy nasz czworonożny ulubieniec okazuje się „mądrzejszy” niż przypuszczaliśmy.
Oceniając akcję powieści Gartha Steina wrócić można do pytania: cechy którego ze sportów częściej dostrzegamy w życiu- rajdów czy wyścigów? Prezentując przełomowe momenty walki Denny’ego o córkę autor koncentruje się na pokonywaniu przez bohatera barier psychologicznych. To „rajdowy” aspekt tej „wyścigowej” powieści: najważniejsza jest walka z samym sobą. A choć rajdy są dla wielu bardziej interesujące niż wyścigi, zasady tworzenia opowieści mówią, iż wyrazisty antagonista bywa ważniejszy niż główny bohater. Narracja z perspektywy psa skoncentrowanego na swym panu, sprawia, że rzucający Denny’emu kłody pod nogi teściowie bardziej niż wyścigowych rywali przypominają organizatorów rajdu stawiających sztuczne szykany. Choć w ogóle trudno porównać czarne charaktery do zawodników lub działaczy współtworzących piękny sport.
Piękny, choć oczywiście niebezpieczny, gdyż sam autor przyznał się w wywiadzie dla Bookreporter.com do doświadczeń wyścigowych. Udział w sporcie motorowym ograniczył on po wypadku w deszczu.
Mimo uproszczeń fabularnych oraz pomimo faktu, iż w książce tej widoczne jest charakterystyczne dla popularnej literatury obyczajowej dążenie do bycia zbeletryzowanym poradnikiem, powieść Gartha Steina potrafi poruszyć czytelnika. Nie przeszkadza nawet trochę „przesłodzone” zakończenie.
Metaforyczne rozważania o wyścigach poprzedzające opisy ważnych wydarzeń z życia bohatera porównać można do zwolnienia i przygotowania biegu przed zakrętem.
A to zakręty są sprawdzianem dla kierowców.
Andrzej Szczodrak