Ostatni egzorcyzm

W polskich kinach 12 listopada pokazał się film „Ostatni egzorcyzm” w reżyserii Daniel Stann. Jest to historia wielebnego Cottona Marcusa (Patric Fabian), który od najmłodszych lat był związany z kościołem. Ojciec nauczył go najdrobniejszych szczegółów związanych z posługiwaniem się wiarą. Tak samo, jak jego rodziciel Cotton para się odprawianiem egzorcyzmów.I tu opowieść staje się banalna – aby wprowadzić widza we właściwą fabułę. Pastor przeżywa kryzys wiary. Uważa, że większość ludzi ma problem ze sobą, a nie z nękającymi ich dusze demonami. Jest gotów ujawnić swoje prawdziwe praktyki i bezsens wiary w nadprzyrodzone siły. Decyduje się na odprawienie ostatniego egzorcyzmu w obecności kamer. Zostaje wezwany na farmę Louisa Sweetzera (Louis Herthum). To ma zmienić jego światopogląd diametralnie, a niewiara okaże się gwoździem do trumny.

„Ostatni egzorcyzm” to dość banalny horror, z marnymi efektami specjalnymi. Na ekranie widzimy kompilacje wszystkich znanych nam już filmów tego typu. Na pewno mocnym akcentem jest fabuła, zawiła i niejednoznaczna. Widz, co chwila zmienia swoje tropy po to, aby na końcu przekonać się, iż i tak nie miał racji.

Brutalne sceny ataków „demona” śmieszą do łez. Gra aktorów jest różna, intryguje młodziutka Nell grana przez Ashley Bell, natomiast sam duchowny przypomina showmana z amerykańskich katolickich programów. Całość jest przedstawiona w konwencji dokumentu kręconego w czasie teraźniejszym, co działa na korzyść, jeśli chodzi budowanie emocji. Film ten nie jest słaby, ale też nie zachwyca. Raczej nie przestraszy potencjalnego widza, ale na pewno zaintryguje zagadką.

Agata Majcher