Koszmar z ulicy Wiązów

Koszmar z ulicy Wiązów w reżyserii Samuel’a Bayer’a jest remake’em pierwowzoru pod tym samym tytułem. Tak jak oryginał jest to klasyczny slasher uwielbiany przez twórców horrorów w latach 80-tych. Fabuła wszystkich slasher’ów jest bardzo podobna, początkowo duża liczba bohaterów zmniejsza się wraz z rozwojem akcji. Bohaterowie giną kolejno w dziwnych okolicznościach, zawsze w pojedynkę. Straszeni, osaczani, w końcu widowiskowo i krwawo mordowani. Do kultowych serii tego gatunku należą Halloween, Piątek 13-go, Teksańska masakra piłą mechaniczną, Koszmar minionego lata czy nawet komediowy KrKiedy byłem dzieckiem wespół z kolegą namiętnie oglądaliśmy zakazane horrory pod nieobecność rodziców z kaset wziętych z pobliskiej wypożyczalni. Oglądaliśmy chyba wszystkie kultowe horrory, ale Koszmar z ulicy Wiązów szczególnie utkwił mi w pamięci. Nieraz po projekcji budziłem się w środku nocy z imieniem Freddy’ego na ustach. Mimo to z niecierpliwością czekałem na kolejną porcję koszmaru z kasety VHS.

Nie pamiętam ile ich było (źródła podają, że 7, osiem jeśli liczyć Freddy kontra Jason), ale oglądałem wszystkie filmy o Freddy’m Krueger’ze. Były do siebie bardzo podobne, a jednak różne. Czas, który upłynął od tamtych beztroskich dni sprawił, że zlały się w jedną całość sprowadzającą się do hektolitrów krwi, mrożącego krew w żyłach dźwięku noży szorujących o żeliwne rury i demonicznej postaci w pasiastym swetrze i wyświechtanym kapeluszu z rondem.

W remake’u historia Freddy’ego została mocno spłycona, żeby nie powiedzieć pominięta. Wielka szkoda, bo biografia Krueger’a sama w sobie wystarcza, żeby mógł przyśnić się w nocy.

Krueger’a przedstawiono jako ogrodnika pracującego i mieszkającego w przedszkolu, do którego uczęszczali wszyscy bohaterowie. Twórcy zrobili z Freddy’ego pedofila, który molestował dzieciaki w sekretnym pokoju w piwnicach przedszkola. Może zabieg ten był celowy, aby film był bardziej na czasie, czy może miał walory edukacyjne. Moim zdaniem to profanacja.

W oryginale Freddy jest owocem gwałtu dokonanego przez pensjonariuszy szpitala psychiatrycznego na zakonnicy omyłkowo zamkniętej na noc z pacjentami. Młody Krueger wychowywał się w sierocińcu, gdzie już jako dziecko zdradzał sadystyczne zapędy. Kiedy dorósł ożenił się i spłodził córkę (która to ostatecznie go pokonała). Wkrótce w spokojnym miasteczku Springwood zaczęły ginąć dzieci, jak nietrudno się domyślić sprawcą morderstw był Freddy. Zabijał używając do tego skonstruowanej przez siebie pazurzastej rękawicy, zamordował również swoją żonę, kiedy ta dowiedziała się o jego mrocznym sekrecie. Krueger stanął na ławie oskarżonych, ale sąd uniewinnił go z powodu braku dowodów. Zrozpaczeni rodzice z obawy o swoje pociechy pewnej nocy zebrali się i dokonali na Freddy’em samosądu paląc go żywcem w nieczynnej kotłowni. To jednak nie był koniec koszmaru, a dopiero początek. Po latach Freddy zaczął pojawiać się w snach ocalałych dzieci, mordując je w krwawy i okrutny, lecz wysublimowany sposób, karmiąc się ich strachem i rosnąc w siłę.

Wielka szkoda, że Robert Englund (pewnie z uwagi na wiek) nie mógł się ponownie wcielić w postać demonicznego mordercy. Z tego powodu Freddy otrzymał nową twarz, zdecydowanie bardziej spaloną i zdeformowaną, która niespecjalnie przypadła mi do gustu. Natomiast nowy głos Freddy’ego przerósł pierwowzór, zachrypnięty szept powoduje jeżenie się włosów na karku.

Film obudził we mnie (miłe, sic!) wspomnienia, nieraz uśmiechnąłem się do siebie czując sentymentalne deja vu. Większość, jeśli nie wszystkie motywy śmierci zaczerpnięte (żywcem skopiowane) zostały z poprzednich części. Już to widziałem – postać Freddy’ego wychodząca z tapety nad łóżkiem śpiącej ofiary, szponiasta rękawica wynurzająca się z wanny pomiędzy nogami zasypiającej w wannie bohaterki, malowniczo „fruwające” po całym pokoju ciała, wreszcie krwawo rozdarte na strzępy, krwawa jatka w więziennej celi, czy wreszcie finałowa scena, w której Freddy wciąga matkę ocalałej bohaterki w głąb lustra.

Fabuła też skonstruowana jest w klasyczny dla serii sposób. Bohaterowie stopniowo poznają nowe fakty, dopasowują do siebie kolejne elementy układanki, odkrywając historię Krueger’a.

Stopniowo też zmniejsza się ich liczba…

Film oglądało mi się bardzo przyjemnie. Siedziałem zrelaksowany, wtopiony w kinowy fotel, przeżywając sentymentalną podróż w czasie, aż do okresu dzieciństwa.

W niektórych momentach pojawiająca się nagle poparzona twarz Krueger’a może wystraszyć, moja żona kilka razy podskakiwała na fotelu, mocniej obejmując moje przedramię (zawsze byłem zdania, że horrory są najlepsze na randkę).

Polecam film wszystkim fanom Freedy’ego, jak i tym, którzy wcześniej filmów z Krueger’em nie oglądali.

Bartnik