Koniec sezonu w Filharmoni

Zaczęło się nieciekawie. W październiku i listopadzie na niektórych koncertach tchnęło nudą. Orkiestra nie była w najlepszej dyspozycji, zaś dyrygenci nie mieli na tyle siły, by poderwać ją do artystycznych wzlotów. Frekwencja także pozostawiała wiele do życzenia. Wieczór z udziałem dynamicznego kapelmistrza Jerzego Salwarowskiego przełamał złą passę. Potem było już z górki. Niemal każdy kolejny koncert sezonu był na swój sposób ciekawy. Melomani gustujący w walcach Straussa, ariach Lehara kolejny rok nie odnaleźli się w filharmonicznej ofercie. Tego typu repertuar właściwie był niemal nieobecny w programach koncertów. I chyba słusznie. Operetkowe menu serwują inni kieleccy organizatorzy, a poza tym, nie sztuką jest zapełnić salę koncertową licznymi fanami „lekkiej muzy”. Trudno natomiast o sukces frekwencyjny, gdy tworzy się filharmonię prawdziwą, nie komercyjną, otwartą na muzykę wartościową, wzbogacającą estetycznie i intelektualnie. Taki właśnie profil placówki drugi rok buduje dyrektor Jacek Rogala.Strzałem w dziesiątkę był festiwal z muzyką Góreckiego (ojca i syna), Szymanowskiego, Lutosławskiego zorganizowany ze spektakularnym rozmachem i na wysokim poziomie wykonawczym. Pomimo wielkich kłopotów finansowych udało się też filharmonii uporać z wieloletnimi zaległościami: wreszcie jest obecna w internecie, ma swój adres i stronę (choć nie zaszkodziłoby szybciej ją aktualizować… ), zreformowała zasady sprzedaży biletów, ma ciekawe graficznie programy z rzeczowymi komentarzami. Przede wszystkim zaś ma coraz bogatszą i coraz bardziej różnorodną ofertę programową. W tym roku prezentowała się w niej pierwsza liga znanych wykonawców starszego i młodego pokolenia, której pewien niedosyt publiczność odczuwała w poprzednim sezonie. Wystąpili m.in. Kazimierz Kord, Marek Pijarowski, Jerzy Swoboda, Jan Miłosz Zarzycki (dyrygenci), Lidia Grychtołówna, Magdalena Idzik, Zofia Kilanowicz, Sylwia Piekutowska, Tatiana Szebanowa z Jarosławem Drzewieckim i ich synem Stasiem, Kuba Jakowicz (soliści).

Tekst -> za Aneta Oborny, Gazeta Wyborcza Kielce.