Pancerny pociąg gładko przecina rozłożystą wyżynę – za oknami właśnie nastał Tybet, kraina odległa niedostępna, dzika – Dach Świata.Po obu stronach pociągu ukazuje się zatrważająco piękny krajobraz. Błękitne niebo zasnute śnieżnobiałymi obłokami, których cienie łagodnie spływają na górskie stoki. Góry zaś, wypiętrzone gdzieś na linii horyzontu, pokryte są śniegiem, niczym ciasto posypane cukrem pudrem. Pociąg mija wielkie, turkusowe jezioro. Bezkresny tybetański step nakrapiają stada jaków, kóz i koni. Nad nimi górują drapieżne ptaki, których rozpięte skrzydła odbijają się w niezmąconej tafli wody. Tybet.
W zapatrzeniu, w zapomnieniu, w zachwycie wracam na chwilę na mongolski step, nad Wielkie Białe Jezioro pośród majestatycznych gór. Czuję, że obie krainy mają ze sobą wiele wspólnego.
Lhasa. Podniebna stolica. Z dachu hotelu widać majestatyczną fasadę Pałacu Potala, dawną siedzibę dalajlamów i rządu tybetańskiego.
A w interiorze….
Świat się budzi. Dookoła bezmiar przestrzeni i krajobraz nie dający spokoju zaspanym oczom. Mkniemy asfaltową drogą, zwaną Frinedship Highway przez pełną czaru i magii rozległą tybetańską wyżynę.
Przedziwna to kraina. Ranki otrzeźwiają chłodem by w krótkim, jak mrugnięcie powieki czasie, zamienić się w przedpołudniowy żar, który z biegiem godzin przechodzi w paraliżujący chłód nocy. Wiatr zmienia kierunek, zapach i intensywność. Słońce omiata dobrotliwym spojrzeniem tę niezwykłą ziemię, którą ułożono tuż pod niewyobrażalnie niebieskim nieboskłonem.
Zadzieram nos do góry i wiem, że oto spełniło się jedno z największych marzeń dzieciństwa. Everest pozwala się sfotografować, łaskawie nie chowając się za chmurami. Przejrzyste niebo, ostatnie słoneczne promienie i moje wielkie wzruszenie aż po horyzont.
Jednak nieubłagalnie nadciąga noc, zimna i rozgwieżdżona tak, że o gwiazdy można zahaczyć nosem… Przede mną Nepal.
Tybet. Cel mojej wewnętrznej podróży, marzenie, które nie dawało spokoju przez długi czas. I oto jestem. I staram się za dużo nie myśleć, poznaję tę krainę sercem. Na ulicy mała Tybetanka krzyczy do mnie „Welcome Tibet!”….a ja tracę głowę dla tego niezwykłego miejsca, dla tej podniebnej i tajemniczej krainy, która wzrusza mnie do granic własnej duszy, że czasem trudno powstrzymać łzy. Właśnie zabrakło mi słów.
——————————————————————————
Anna Maria Dąbrowska (ur. 1983)- najbardziej lubię być w podróży, daleko od świata i zdarzeń, zasypiać w odległych łóżkach, budzić się na bezkresnym stepie. Spełniam swoje marzenia. Lubię Bieszczady, Warszawę, Poznań; lubię też Katmandu, Hong Kong i Moskwę. Spałam na Wielkim Chińskim Murze. Zaprzyjaźniłam się ze słoniem indyjskim. Czekam z niecierpliwością co dalej.
Tekst: Anna Maria Dąbrowska, zdjęcia: Adam Rojek