Zmieniają się realia, a nasze pragnienia i problemy pozostają ciągle te same.Od 7 maja na ekranie kieleckiej Moskwy oglądać można brytyjski film dramatyczny w reżyserii Lone Scherfig – Była sobie dziewczyna. Jego scenariusz opiera się na autobiograficznych wspomnieniach brytyjskiej dziennikarki Lynn Barber, a dotyczy romansu 16letniej Jenny.
Bohaterka dorasta w Londynie, w latach sześćdziesiątych. Jest inteligentna, ambitna i buntuje się przeciwko nudzie, monotonii i niekonsekwencji. A te widzi w swoim najbliższym otoczeniu – w domu i w szkole. Obserwuje jak egzystują bliskie jej kobiety: matka, nauczycielka i Helen. Tak matka, jak i Helen są utrzymankami swoich mężczyzn, przejmują biernie ich styl życia i nie stać ich na żadną samodzielność i aktywność. Panna Stubbs pojawia się zaś jako zasadnicza, sztywna nauczycielka, poza tym niewiele wiadomo o tej postaci.
Jenny zachwyca się życiem Helen – barwnym, emocjonującym, w którym przeplatają się zabawa, sztuka i miłość. Tylko główna bohaterka nie jest infantylną blondynką, którą nudzi muzyka poważna i nie interesuje, na czym polegają interesy jej kochanka. Zna francuski i podziwia dzieła sztuki, nie tylko ze względu na ich cenę.
Ma jednak dopiero 16 lat, nie wie jeszcze, jak wyglądają relacje damsko-męskie. Niestety mężczyźni tej opowieści nie mają wiele do powiedzenia, zaoferowania, nie mają ambicji i szerokich horyzontów. Graham – chłopiec, z którym spotyka się Jenny, jest tak jak i ona niedojrzały i naiwny, nie wie jeszcze co chce robić w życiu i jak zachować się w towarzystwie. Jego niezdarne zachowanie wzbudza uśmiech politowania. Tak ojciec, jak i David znają już tę brutalną prawdę o życiu, że pieniądze nie rosną na drzewie. Jednak z tym faktem radzą sobie w odmienny sposób. Ojciec, mimo, że ośmieszany, jest jednak pozytywną postacią. Chce chronić swoją rodzinę, zapewniając jej stabilność finansową. To jednak mało. Naiwnie oddaje swój największy skarb – córkę, w ręce człowieka, którego nie zna. Zrzuca tym samym odpowiedzialność za jej los w obce ręce.
Sama Jenny walczy o prawo wyboru, którego ojciec jej nie daje. Ale czy da go jej David? Owszem nie rzuca się na dziewczynkę przy pierwszej okazji, bo wie, że czekając otrzyma więcej. Pokazuje jej dwie możliwości: monotonnego, oszczędnego życia jakie prowadzi jej rodzina, lub ekscytującego ale i niebezpiecznego, jakie może stać się i jej udziałem przy boku kochanka. Mimo, że to stawianie sprawy na ostrzu noża, to Jenny już może wybierać. I nie staje się dorosła poprzez to, że sama wybiera, jak chce żyć, ani przez inicjację seksualną, ale poznaje konsekwencje wyborów, zdobywa doświadczenie. W jaki sposób i jak to wpłynie na jej losy można się przekonać samemu.
Historia dorastania, pierwszej miłości – może i stara jak świat. Morał, jak to morał, banalny.
Kreacje bohaterów to, oprócz Jenny, raczej typy niż sylwetki złożone psychologicznie. Jednak, czyż nie miło zatrzymać się na chwilę, zasiąść w fotelu i wysłuchać babcinej opowieści. Niby prawdziwej, ale jakiejś nierzeczywistej, wyjaskrawionej. O pierwszej miłości, która mimo upływu czasu nie traci na ważności, mimo, że naiwna, to nie wzbudza politowania, bo ta naiwność to niewinność. Historii, która przygasłemu już spojrzeniu, nadaje świeżości.
Dziś opowieść tę snuje dla nas Lynn Barber. To zażywna babuleńka „w swetrze za kolana (…). Swojemu dorastaniu Barber przygląda się bez dystansu. Z rzadka pozwala sobie na ironię, częściej jednak sentymentem osładza gorycz rozczarowania, zaś przeszłość zasnuwa mgiełką romantyzmu.”
Podróż w krainę emocji, wspomnień i doświadczeń nie może być obiektywna, ale może być przyjemna i pokazuje, że czy współcześnie, czy pół wieku temu ludzie borykają się z podobnymi problemami, mają zbliżone marzenia i pragnienia i zawsze najlepiej uczą się na własnych błędach.
Marzena Słowik