Zwierzenia taksówkarzy

14 rzeczy które chcielibyście wiedzieć o taksówkarzach, ale ich nie zapytaliście.1. Czy w taksówkach widać kryzys?

Najbardziej – przekonują taksówkarze. O 25 proc. spadły obroty. – My jesteśmy barometrem zamożności – mówi prezes Korpo Taxi Andrzej Kordas. – Jak ludzie oszczędzają, to nie wyjdą do knajpy, więc nie będą wracać taksówką.

A jeszcze bardziej oszczędzają firmy. Tu spadek zamówień sięga 30 proc.

– Wsiada do mnie kierownik w dużej firmie teleinformatycznej – opowiada Józef Kopacz (nazwisko zmienione), kiedyś wojskowy, dziś taksówkarz. – Zwykle płacił służbową kartą, teraz wyjmuje gotówkę. Bo kryzys. Firma oszczędza.

Zarobkiem dla taxi były też imprezy firmowe. Jak duża korporacja bawi się w lokalu, to zanim pierwsi goście zaczną się zbierać, ostatni taksówkarze już mają cynk. Najwięcej imprez jest między listopadem a marcem. Bo na początku roku z nowego budżetu wydaje się na integrację, a pod koniec roku jakieś pieniądze zostają i trzeba je wydać.

Tak było, ale się skończyło. Taksówkarze mówią, że w ogóle ludzie mniej się integrują, mniej jest spotkań z Naszej-klasy, balów w sobotę, rodzinnych obiadów w niedziele.

A najgroźniejsze dla branży jest bezrobocie. Taksówki to de facto jednoosobowe firmy. Jak ktoś traci pracę, a ma samochód, to sam zaczyna jeździć. Konkurencja się zwiększa.

– Ostatni kryzys w latach 2000-01 nie był tak dotkliwy, bo w Warszawie było wtedy 7,5 tys. taksówek. Teraz jest 9 tys. plus 3,5 tys. przewoźników, którzy udają taksówki, jeżdżą na drogomierz zamiast taksometru. Często nie znają miasta. Niedawno na Kilińskiego spotkałem takiego, jak pod prąd jechał, bo go tak GPS prowadził – denerwuje się Kordas.

2. A gdzie kryzysu nie widać?

Na lotnisku.

– Rano między godz. 5 a 7 ląduje dziesięć czarterów, między 22 a 24 – kolejne dziesięć – opowiada Michał Więckowski z MPT, szef taksówkarskiej „Solidarności” na Mazowszu. – Samoloty pełne. Ludzie wspominają, jak w Egipcie było miło i tanio.

Więckowski zapamiętał też zadowolonego klienta: – Facet rozszedł się właśnie z żoną, rozstał z kochanką i jest zadowolony. Pracuje w nadzorze budowlanym, jeździ po budowach w Warszawie, Łodzi, Katowicach. Nareszcie ma spokój i pieniądze, tylko mu czasu brakuje.

Taksówkarze zastrzegają, że ich klientów kryzys nie dotyczy. Więckowski: – Ci, których naprawdę dotknął, już nie jeżdżą taxi.

3. Czy taksówkarze dają napiwki?

Tak, to nie błąd.

Witkowski: – Od kiedy korporacje wprowadzają umowy ze zniżkami i karty lojalnościowe, to klienci się przyzwyczaili, że za kurs się płaci mniej niż na taksometrze. Taksówkarze nazywają to „dawaniem napiwków klientom”.

– Młodzi ludzie – opowiada Więckowski – wychodzą z klubu i targują się, że by pojechali, ale za 10 zł. A to nie jest Tunis ani Stambuł. Staram się w to nie wchodzić, ale… jak człowiek stoi kilka godzin i ma pusto w kieszeni, to woli pojechać kawał drogi za 20 zł, niż stać dalej.

4. Czy taksówkarze dostają napiwki?

Nie za bardzo.

– Niedawno wiozłem panią z centrum, koło czterdziestki, dobrze ubrana, zna angielski i hiszpański, obsługuje delegacje zagraniczne – opowiada Więckowski. Na taksometrze wyszło 27,60. Pani szpera w portfelu i z uśmiechem mówi: – Niech będzie 28.

Więckowski: – Podziękowałem grzecznie, bo przecież mogła czekać na te 40 gr reszty. Ale trudno to uznać za napiwek. Bułka tyle kosztuje.

– Dawniej jechał ktoś z firmy, wychodziło 19,60, a on mówił: „Pan wpisze 22”. Teraz ludzie płacą dokładnie za to, co na taksometrze – mówi Kopacz.

Więckowski przypuszcza, że napiwek nieodwołalnie zniknie, bo korporacje wprowadzają w taksówkach terminale, w których można płacić kartą.

5. Ile zarabia taksówkarz?

Nikt pod nazwiskiem nie powie. Dochód brutto – w Warszawie – to ok. 5 tys. miesięcznie, ale z tego 3 tys. idzie na koszty – przeglądy samochodu, ubezpieczenie, ZUS, podatki, ratę leasingową za samochód.

Spora suma – od 400 do 600 zł miesięcznie – to opłata za przynależność do korporacji. Ale niezrzeszonych taxi w Warszawie nie ma, wyginęli.

Taksówkarz pracuje z 10 godzin dziennie. Zwykle jeździ rano, zjeżdża na kilka godzin do domu, a potem od popołudnia do nocy. Dziennie 15-20 kursów. Sama jazda to 20 proc. czasu, reszta to czekanie. Czyta, rozwiązuje krzyżówki, słucha radia. Albo rozkłada laptop i zapisuje zasłyszane historyjki.

6. O czym ludzie rozmawiają?

Łapią za komórkę i obdzwaniają znajomych.

– Pamiętam pasażerkę, 35 lat, zrobiona na 30, ubrana drogo, plastikowo i mało gustownie. Całą drogę opowiadała kolejnym znajomym, jak była w Egipcie: jaka klimatyzacja, jaki basen, drinki, na wielbłądach nie była, bo śmierdzą, ale za to w tym samym hotelu mieszkał Radek Majdan – relacjonuje Kopacz. – Tacy klienci znikają. Teraz mówi się o budżecie domowym. Wczoraj wiozłem dziewczynę z chłopakiem. Oboje pod trzydziestkę, zastanawiali się, z czego zapłacą ratę kredytu mieszkaniowego, bo już w zeszłym miesiącu ledwie dali radę.

– Dwa lata rządów PiS-u spowodowały, że ludzie przestali się wywnętrzać – uważa Więckowski. – Przez to tropienie wszędzie układu. Trochę się teraz odblokowali. Ale bywa, że dla bezpieczeństwa rozmawiają po angielsku.

Raz wsiada do taksówki Więckowskiego dwóch białych kołnierzyków. Angielski słaby, ale pozują na biznesmenów. Jeden do drugiego: „Gorąco, ten pierdolony taksówkarz pozamykał wszystkie okna”.

Więckowski się odgryzł też po angielsku: „Bo ci pierdoleni klienci są jak małpy, że trzeba ich zamykać”. Do końca kursu się nie odezwali.

Innym razem ona i on wyszli z dyskoteki, gadają coraz weselej, przechodzą na angielski, ona go namawia na seks oralny, potem analny, on nie za bardzo ma ochotę. Ale wysiada z nią.

– Ile płacę?

– Twenty four fifty.

7. Na co ludzie narzekają?

Na pracę.

– Wsiadła dziewczyna z telewizji, ładna, młoda – opowiada Więckowski. – Narzekała, że już trzy lata pracuje, a ciągle nie ma umowy o pracę. Że telewizja, posłowie, Polska na to pozwalają. Że jak tak dalej pójdzie, to wyjeżdża z kraju.

Wracała z biznesowego spotkania w pubie, ale całkiem trzeźwa. Podjechali tylko do McDonalda po hamburgera dla jej chłopaka. Mówiła, że nigdy nie gotują w domu.

– To o czymś świadczy, jeżeli dwoje młodych ludzi nie ma czasu, żeby sobie wspólnie przyrządzić kolację – ubolewa Więckowski.

8. Kogo taksówkarze najbardziej nie lubią?

Podpitych kobiet.

Do taksówki Kopacza pod dobrym klubem wsiadają trzy kobiety, wypielęgnowane, na oko na poziomie. Każą się zawieźć do klubu, o którym nie wiedzą, gdzie jest, ani jak się nazywa. Z opisu wygląda, że w centrum, jadą tam.

– Zaczęły mi przy radiu majstrować, bo muzyka im się nie podobała. I dogadywać: „Gdzie nas, kurwa, taksówa wiezie?”, coraz bardziej agresywnie. Zobaczyłem patrol, stanąłem i mówię, żeby wychodziły. Nigdy więcej, całą noc przez nie spędziłem na składaniu zeznań.

Z pijanym mężczyzną sprawa jest prostsza. Więckowski: – Wsiada facet na Nowym Świecie, każe się wieźć na Saską Kępę i zaczyna mi ubliżać, nakręca się. Na moście widzę radiowóz, staję, ale policjant pyta: „Trzeźwy jest? Jak nie, to pana problem, po coś go pan brał”. No to podjechałem do kolegów i wymierzyliśmy mu sprawiedliwość.

9. Czy taksówkarze się biją?

Teraz już nie. Bijatyki były za późnej komuny.

– W PRL-u na postojach ludzie czekali na taksówki – wspomina Witkowski. – Ale ustawa Wilczka puściła wszystko na żywioł, zaroiło się od taksówek i zaczęła się walka o klienta. Pojawiły się „postoje rodzinne”, w atrakcyjnych miejscach, pod kinem Moskwa albo w samym centrum przy Rotundzie. Grupa taksówkarzy sobie wymyśliła, że nikt poza nimi nie może tam stawać. Przeganiali albo rozciągali samochody, żeby zabrać całe miejsce.

Skończyło się, kiedy rozwinęły się korporacje radiowe. W PRL-u częstotliwościami dysponowało tylko MPT, dopiero po 1989 r. prywatne korporacje się zradiofonizowały.

Witkowski: – Około 1993 r. był przełom: więcej pasażerów z radia niż ze słupa. I już nie było sensu się bić o miejsce na postojach.

A Więckowski dodaje: – W 2001 r. jeszcze się poprawiło, bo nowa ustawa transportowa postawiła taksówkarzom warunek niekaralności. Wcześniej wielu żołnierzy z mafii traktowało taksówkę jako przykrywkę, a zarabiali, ganiając z łomem po ulicy.

10. Czy zdarzają się napady na taksówkarzy?

Takie jak w „Krótkim filmie o zabijaniu” zupełnie wyjątkowo. Ale nie jest to najbezpieczniejszy zawód świata.

Najbardziej pistoletową historię miał w 2002 r. Więckowski. Grudniowy wieczór, śnieg, dwóch karków wsiada pod komisem samochodowym, każą się wieźć pod stadion Legii. Jeden wysiada, drugi podjeżdża kilka ulic dalej.

– Szefie, ile tam na liczniku?

– 60 zł.

– I co, chcesz pieniądze?

Więckowski odwraca się, a klient bawi się pistoletem.

– Boisz się?

Więckowski się boi, milczy.

– Bo wiesz, ja nie noszę pieniędzy, to za mną noszą. Wysiądę i zobaczę, czy będziesz chciał pieniądze.

Więckowski ruszył prosto na komisariat. Ręce mu się trzęsły, kiedy opowiadał historię policjantowi.

– A sprawdził pan, czy to był prawdziwy pistolet? Bo jeśli nie, to nic nie możemy zrobić.

Więckowski odpowiedział policjantowi tak, że powinien dostać oskarżenie o obrazę funkcjonariusza.

11. Czy pasażerki proponują taksówkarzom seks?

Bywa. Kopacz jesienią 2008 r. stał na warszawskim Pigalaku, miejscu znanym z prostytutek. – Nagle w szybę puka kobieta, przepiękna, choć blisko emerytury. Błękitna spódnica, pończochy, pomarańczowa bluzka opinająca biust. Purpurowy makijaż, buty czerwone – Kopacz wszystko dokładnie zapamiętał. Dialog też.

– Królu złoty, zawieź na Kijowską.

– Proszę bardzo, jedziemy.

– Laseczkę ci zrobię, książę.

– Cały dzień pracowałaś i na taksówkę nie masz?

– Mam, ale to nie honor dla mnie płacić za taksówkę.

– Ja tam w pobliżu mieszkam, wracam do domu, to cię za darmo zawiozę.

– Ty zboku! Myślisz, że mnie nie stać?!

I kobieta kazała się wysadzić.

12. Co taksówkarze wiedzą o celebrytach?

Sporo.

– W PRL-u taksówkarze byli „na uchu” – opowiada Więckowski. – Od czasu do czasu ktoś wsiadał do taksówki i pytał: „Powiedz, chłopie, kogo wczoraj wiozłeś z knajpy”. Bo taksówkarze wożą wszystkich, od bandytów po sędziów. Przykład? Przedwczoraj wiozłem nad ranem bardzo katolickiego posła, wracał z burdelu.

– Mnie się trafił znany aktor – dorzuca Sylwester Witkowski, wiceprezes Korpo Taxi – odstawił żonę do domu, ucałował na pożegnanie. I mówi: „A teraz jedziemy na kurwy”.

13. Kursy życia?

PRL, miłość i Rosjanie.

Witkowskiemu kurs życia zdarzył się w PRL-u. Kierownik warszawskiej kawiarni jechał do właściciela pensjonatu w Ustce. Pili we dwóch całą noc, a taksówkarzowi dali pokoik. Rano razem wrócili do stolicy.

– W PRL-u miałem kursy do Wrocławia, Ostródy, Olsztyna, Mikołajek, Sopotu – wspomina Witkowski.

Kordas: – Wtedy nie było takiej sieci lotów. Jak ktoś miał pieniądze, podróżował taksówką.

Taksówkarska legenda z PRL-u: Facet kupił w Warszawie telewizor (towar deficytowy), zataszczył go do taksówki i zamówił kurs do Radomia. Dojechali. Tłumaczy, że nie spodziewał się takiej okazji, więc musi iść na górę po pieniądze, ale zostawi telewizor w bagażniku.

Długo nie wraca, więc taksówkarz sprawdza – klatka schodowa miała drugie wyjście, a w pudle od telewizora były cegły.

Więckowski swoje najlepsze kursy zawdzięcza miłości. Całe lato 2003/2004 przejeździł na trasie Warszawa – Berlin. Na stażu w ambasadzie pracowała młoda dziewczyna, kończyła pracę po odjeździe popołudniowego pociągu. Jej ukochany w Polsce opłacał taksówkę w obie strony w piątek wieczorem, a potem w poniedziałek rano. Co tydzień aż do skończenia praktyk.

Więckowski: – W latach 90. żyłem z Rosjan. Póki im nie wprowadzili wiz. Rano zamawiali taksówkę z baraków, w których mieszkali, na Stadion. Wieczorem na wódkę. A między 20 a 23 na Dworzec Gdański. Odjeżdżało z pięć pociągów do Rosji, w każdym składzie trzy wagony towarowe, żeby upchać toboły. Rosjanin górką nie da, ale to, co na taksometrze, uczciwie zapłaci. A teraz? Przyjeżdżają tu bentleyami.

14. Kursy najgorsze?

Do taksówki Kopacza pod Centrum Onkologii wsiada roztrzęsiona kobieta. Właśnie się dowiedziała, że ma raka, konkretnie białaczkę i trzy-cztery miesiące życia przed sobą. I jak sobie poradzą dzieci, dwójka nastolatków, tylko z ojcem. Jest katoliczką, ale nie może zrozumieć dlaczego.

Kopacz: – Miałem taką sytuację w rodzinie, więc zrozumiałem. Ale nie żebym coś powiedział, tylko ją lepiej wysłuchałem. To było pod koniec ubiegłego lata.

źródło: gazeta.pl/Ludzie i Pieniądze