Kryzysowe Lady Pank

Przyznam się, że oczekiwałam na koncert Lady Pank z dwóch powodów. Pierwszym było oczywiście usłyszenie na żywo kultowych przebojów, które podśpiewywałam już w podstawówce. Drugim było zobaczenie jak radzą sobie muzycy po tylu latach królowania na scenie.Czy zatracili radość grania? Czy wręcz przeciwnie pokażą moc i doświadczenie prawie 30 letniego istnienia na scenie muzycznej.

Kadzielnia, godzina 20, nie ma nawet jednego miejsca stojącego, walka o siedzące odbyła sie już godzinę temu. W pierwszych rzędach wierni fani, skandujący nazwę zespołu, co rusz ktoś robi fale, klaszcze. Zapowiada sie prawdziwe widowisko. Jak zwykle na początku wstęp, od prowadzącego dowiadujemy sie kto i dlaczego zorganizował koncert, ciężko mu mówić bo tłum skanduje…atmosfera gęstnieje…. wchodzą muzycy filharmonii a po nich Ci na których wszyscy czekamy. Na scene wchodzi Lady Pank i od razu zaczyna grac. Słyszymy pierwsze takty piosenki „Nie wierz nigdy kobiecie”.

Koncert można podzielić na dwie części. W pierwszej panowała melancholia, zagrano większość wolnych kawałków miedzy innymi „Dobra konstelacja”, „Na granicy” , „Pokręciło mi się w głowie” ( tak sie Pansowi pokręciło ze przez cala piosenkę śpiewał jedynie tekst – „kreci mi sie w głowie”).

Nie wiem czy dobór kawałków spowodowany był tym ze zespól był rok temu w Kielcach i nie chciał sie powtarzać, czy dlatego ze Panasewicz śpiewa coraz słabiej, i powinien unikać wyższych partii wokalnych. Doskonale to było słychać w piosence „Zabić strach”. Panas albo był w bardzo dobrym humorze, albo to co zażył przed koncertem spełniło swoją rolę w 100% J Tańczył jak Mick Jagger, rozmawiał z publika, widać było ze koncert sprawia mu dużo radości. Natomiast Jan Borysewicz sprawiał wrażenie wycofanego wrażliwca, który w popisowym „Wciąż bardziej obcy” powalił widownię na kolana.

Druga cześć koncertu zaczęła sie od „Zamków na piasku”. Publiczność podniosła zmarźnięte ciała i zaczęła tańczyć. Po serii „Zostawcie Titanica ( zdecydowanie najlepsza piosenka wieczoru plus wspaniałe solo na trąbce), „Zawsze tam gdzie ty” i „Mniej niż zero”, byliśmy gotowi na znacznie więcej. I wtedy nastąpił koniec koncertu. Dzięki skandowaniu udało sie „wymusić” bis. I ku zaskoczeniu wszystkim zespól zagrał pierwszy utwór koncertu czyli jak to określił Panasewicz „Nie leż nigdy w kotlecie”. Przyznam, ze odczuwam wielki niedosyt. Czyżby Lady Pank miało kryzys jak nasze Państwo : w końcu obcieli najlepsze kawałki. Gdzie podziały sie piosenki „ Kryzysowa narzeczona”, „Fabryka Małp”, „Tańcz głupia tańcz”, „Mała Lady Pank”, „Tacy sami”.

Co do Lady Pank symfoniczne : znakomicie zagrała Filharmonia Bałtycka. Przed każdą piosenką serwowali nam zagadkowe intro z popularnych motywów muzyki klasycznej. Tylko, że orkiestra miała sporo kłopotów aby zgrać sie z zespołem. Panasewicz nie jest muzykiem sztywnie trzymającym sie tekstu i aranżacji zatem muzycy mieli z nim czasem nie lada problem. Czasem odnosiłam wrażenie że wokalista sam sabotował orkiestrę rzucając teksty w stylu „Jakie mamy śmieszne aranżacje”, czy „słuchając klasycznego intra szepcząc z ironią– „jakie to piękne”.

Podsumowując, koncert Lady Pank zaliczam do udanych, ale moje oczekiwania nie zostały spełnione. Ale może po prostu ja wymagam zbyt wiele…

Koncert zorganizowali z okazji 5-lecia przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, Urząd Marszałkowski wspólnie z biurem „Fides” Kielce.

tekst: Żaneta Lurzyńska